2. Głuszec - Białoruś, Dobramyśl, 11.04.2002r.

I oto mam drugiego głuszca.
Wszystko przebiegało zupełnie inaczej niż za pierwszym razem, kiedy to nie widziałem głuszca tokującego na drzewie, gdyż strzelałem w zupełnych ciemnościach i na ziemi. I choć tamten był i wiecznie będzie PIERWSZY nie tylko w czasie, ale i we wspomnieniach, gdzie zapadł głęboko i na zawsze, to jednak przeżycia, których dostarczył ten drugi były pełniejsze i dojrzalsze. Widziałem go, z trzydziestu metrów, na czubku niewielkiej jodły i czekałem przepuszczając pieśń za pieśnią, aby jeszcze przez chwilę, a potem przez kolejną i następną, rozkoszować się wspaniałym widokiem.
Zacytuję fragment wspomnień sprzed 4 lat:
"Żadne z dotychczasowych wzruszeń łowieckich nie było tak silne, tak fascynujące. Jest w tej cichej, namiętnej pieśni coś takiego, czego nie da się opisać, co trzeba usłyszeć i przeżyć samemu. Przeżyć i zachować w pamięci na zawsze."
Teraz potrafię do tego dodać coś, czego wtedy nie przeżyłem - widok tokującego głuszca. Widok wspaniały, przerastający sny i wyobraźnię.

A co poza głuszcami? Gorsze niż w Stołpcach były tutaj toki cietrzewi, natomiast budki - profesjonalne (tam nie było ich wcale). Z jednej z tych budek przez pół godziny obserwowałem bobra, który 12 metrów ode mnie ściął niemałe drzewko po czym spokojnie odpłynął. Szkoda, że nie mogłem zrobić zdjęcia - było jeszcze za ciemno, a na lampę błyskową za daleko.

Dobrze, że są jeszcze takie miejsca - dzikie, pierwotne, wspaniałe...