|
|
28.10.2001 - Znowu strzeliłem dwa koguty (po raz trzeci w tym sezonie), ale mogłem ich strzelić dużo więcej. Polowaliśmy we dwóch. Koło południa Zbyszek (prezes) zobaczył na polu koguty - 7 kogutów! Ten widok będę długo pamiętał, nigdy dotąd nie widziałem ich tylu jednocześnie. Podchodząc spłoszyłem je - poszły bez strzału i zapadły w pobliskich trawach. Tam zachowałem się jak nowicjusz, emocje otumaniły mnie całkowicie. Koguty startowały spod Mufy (doskonale pracującego labradora), a ja w amoku strzelałem bez sensu i bez efektu. Cóż, bywają i takie polowania: ulegamy emocjom, gorączkujemy się jak dzieci i w efekcie pudłujemy w sytuacjach stuprocentowych. I mimo to wracamy zadowoleni. Bo po pierwsze "nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go", a po drugie mnogość obserwowanej zwierzyny raduje oko i serce myśliwego nie tylko jako obietnica kolejnych emocji.
14.10.2001 - W odróżnieniu do poprzedniego tygodnia, wśród kilkuset hektarów kukurydzy udało nam się znaleźć kawałki malutkie, łatwe do przepędzenia oraz kilka łanów rachitycznych, nie zebranych zbóż. Widzieliśmy ponad 20 kur i 10 kogutów. Nie wszystkie strzały były celne, a jeden doświadczony cwaniak trzykrotnie udowadniał nam, że nie damy mu rady. Za każdym razem włóczył nas za sobą dobre dwa kilometry. Pierwszy raz trzykrotnie "na czysto" spudłowany, drugi raz - nie strzelany (za daleko się szelma zerwał!), trzeci - znów spudłowany. Cóż, uznaliśmy, że dzisiaj ON jest lepszy (w decyzji pomogła perspektywa przjścia kolejnych dwóch kilometrów, aby go dojść). Znowu strzeliłem dwa koguty.
7.10.2001 - pierwsze w tym sezonie polowanie na bażanty.
Kilkaset hektarów kukurydzy w kilkunastu potężnych łanach stanowiło dla kogutów kryjówkę absolutnie bezpieczną (i dla dzików niestety też). Jedyne widziane dwa koguty były uprzejme polecieć na moje stanowisko.
Zostałem królem polowania! (Pokot: 14 kogutów, 9 kaczek).
|
|
|