Okiem myśliwego

W zamieszczonym artykule "Okiem prezesa", autor próbuje poddać ocenie swoje doświadczenia, związane z budowaniem "nowej jakości" w kole łowieckim. Pokazuje, jego zdaniem, najpoważniejsze zagrożenie, przed jakim stoi łowiectwo w nadchodzącej przyszłości i opisuje sposób przeciwdziałania temu zagrożeniu. Kreśli scenariusz realizowany w kole, którego jest prezesem i próbuje przekonać czytelnika, że jest to rozwiązanie optymalne.
Na wstępie, autor stwierdza, że na zachodzie polowanie jest drogie, a myśliwi płacą majątki za czynsze w dobrych obwodach. Czytający ma odnieść wrażenie, że nieubłaganie nadchodzi dla polskich myśliwych "czas próby", w którym będą obowiązywać wyłącznie żelazne prawa rynku, koła będą przejmowane jedno po drugim przez "obcy kapitał", a celem strategicznym staje się obrona przed zakusami myśliwych zagranicznych. Autor wskazuje też na dysproporcje pomiędzy kosztami uprawiania łowiectwa w Polsce i Europie Zachodniej i twierdzi, że tak dalej być nie powinno.
Uważam, że nic nie wskazuje na zagrożenia ze strony myśliwych z innych państw i nie ma powodów, by koła musiały - niemal za każdą cenę - zwiększać w proponowany sposób swoje przychody. Obowiązujący w Starej Europie model łowiectwa diametralnie różni się od naszego, ale nie tylko ze względów ekonomicznych. Prawo i organizacja łowiectwa w starych krajach unijnych jest odmienna od naszego, bo odnosi się do odmiennych warunków (ilość polujących myśliwych, własność terenów polnych i lasów, struktura zawodowa i terytorialna ludności itd.). W nowych krajach Unii, gdzie w/w warunki podobne są do tych, które występują w Polsce, sprawa organizacji łowiectwa, przepisów prawa, a także kosztów polowania ma się już zgoła inaczej. W Słowenii, kraju o znacznie bardziej zaawansowanej gospodarce rynkowej niż u nas, koszt udziału w "kole" wynosi tylko Euro 70,- rocznie i zależy wyłącznie od potencjału aktywności kandydata. W pierwszej kolejności przyjmowani są do "klubów" myśliwi terenowi i rolnicy, a czym bliżej do łowiska ma kandydat, tym szansa na przyjęcie większa. Prawo do polowania w danym łowisku jest uwarunkowane tylko tym, czy i ile czasu będzie mógł myśliwy poświęcić łowiectwu. Model słoweński jest, w istocie, podobny do naszego i doskonale funkcjonuje.
Jeśli nie ma zagrożeń ze strony "obcych", to, o co naprawdę chodzi autorowi? Skoncentrujmy się na jego propozycji. Prowadzenie przez koło obrotu dziczyzną w elementach to rozwiązanie, które ma zapobiec rzekomemu zagrożeniu i ma dać kołu nadzwyczajne zyski, uniezależniające je od wahań cen zwierzyny w skórze. Jaki skutek będzie mieć dla myśliwych, ich kół i ich obwodów przyjęcie tej tezy i działanie, proponowane przez autora? Czy obrót dziczyzną przetworzoną może rzeczywiście uniezależnić koło? Doświadczenie pokazuje, że nie. Uzależnienie, które miałoby maleć, w istocie, znacznie wzrasta. Gdyby chodziło tylko o własną dziczyznę, problem jest mniejszy. Skup zwierzyny obcej zwiększa to uzależnienie jeszcze drastyczniej (konieczność zapłacenia za skup zawsze więcej niż główni gracze na rynku, konieczność inwestycji w nowe punkty skupu, płace personelu, koszty promocji, transport). Koszty, które ponosiły dawniej firmy skupujące dziczyznę ponosić będzie koło. Pojawią się też inne koszty, na które nie będzie wpływu (ceny za rozbiór mięsa i ubytki z tego tytułu, koszty utylizacji odpadów, koszty weterynaryjne, ceny energii itp.). Również ryzyko w tym wariancie zamiast maleć, wzrośnie. Koło ponieść musi, dodatkowo, ciężar dużej inwestycji w infrastrukturę magazynową. Co osiągnie w zamian? Praktycznie nic! Jak autor sam stwierdza, działalność ta nie zawsze przynosi dochód, na jaki zasługuje. Pytanie czy przyniesie i na jaki zasługuje!? Odsyłam do nauki ekonomia, gdzie - zawsze - bilans jest dodatni, gdy koszty są niższe od dochodów. Reszta to bajki dla dzieci i zaklinanie rzeczywistości. I nie ma tu nic do rzeczy zły Niemiec, czy Anglik i my, jako ich kolonie. Przy rosnących kosztach i w miarę stałych przychodach ze sprzedaży dziczyzny koło będzie potrzebować dodatkowych środków. Każda działalność gospodarcza - by się rozwijać - potrzebuje nowych inwestycji. Skąd brać fundusze na podtrzymywanie i rozwój tej działalności, jednocześnie finansując bieżącą działalność statutową? NAJŁATWIEJ OBCIĄŻYĆ MYŚLIWYCH!! Podnieść składki i inne opłaty (np. za sztuki zabierane na użytek własny, za strzelenie przelatków płci żeńskiej pow. 50kg itp.), sprzedawać hurtowo polowania i odstrzały (nie ważne komu i jak, dewizowcom czy nie), bo to łatwe i szybkie pieniądze. Nawet o tych opłatach, o których - zgodnie ze statutem - musi decydować WZ, będzie przesądzał sam zarząd!! Wcześniej czy później, liczba członków koła, których nie będzie stać na ponoszenie coraz wyższych obciążeń zacznie wzrastać! Nawet, zasady hodowlane ustąpią przed potrzebami tzw. działalności gospodarczej, a celem stanie się ilość, a nie jakość zwierzyny!! Każdy sprzeciw wobec takiej polityki uważany będzie za bezpardonowy atak na zarząd i bezwzględnie tępiony! Mnożyć będą się nakazy i zakazy, wzrośnie lawinowo liczba - nie wiadomo, po co - wymyślanych ograniczeń. To klasyczny socjalistyczny model nakazowo-rozdzielczy, gdzie "jedynie słuszne kierownictwo" pilnuje przestrzegania wymyślanych dla "tłumu" reguł!! I to ten model ma nas bronić przed kapitalistycznym, jak pisze autor, rynkiem?! Gdy realizować będzie taki scenariusz sam zarząd, powstanie jeszcze jedno zagrożenie, o którym trzeba wspomnieć. Życie uczy, że prędzej czy później, często w cieniu, w tle tych działań, stoją prywata i kumoterstwo. Jaka to różnica dla myśliwego, czy z łowiectwa, skutecznie, "wyślizga" go Niemiec, Anglik czy Polak? W tym scenariuszu - choć wpłaty członków do budżetu koła będą stale rosły - suma wydatków na działalność statutową koła się nie zmieni lub zmieni niewspółmiernie do osiąganych przychodów. Huczne deklaracje o planowanych inwestycjach w łowisko, w infrastrukturę koła okażą się nic nie wartymi deklaracjami.
Moim zdaniem, dla naszego modelu łowiectwa, najgroźniejsza jest właśnie ta wizja, którą rysuje autor: gdy w łowiectwie zostaną tylko lub głównie bogaci niedzielni i "swoi" myśliwi. Celem stanie się "niedzielne strzelanie", a nie gospodarka łowiecka. Tzw. działalność gospodarcza zabije aktywność szeregowych członków, a koła zamieni w spółki. Zamiast być źródłem dodatkowych dochodów stanie się celem samym w sobie, a nie środkiem osiągania celów hodowlanych. Stawianie koryt i lizawek pod ambonami, hektary nęcisk i tony wywożonej okrągły rok karmy, wzrastająca niemal do absurdu ilość polowań zbiorowych przy udziale dziesiątków myśliwych będą miały ułatwiać i skracać czas "polowania" "nowym myśliwym". Zakupiony sprzęt rolniczy - o którym pisze autor - służyć będzie, głównie, uprawianiu istniejących i tworzeniu kolejnych nęcisk i buchtowisk. To na nich wybrani będą mogli "zastrzelić" cokolwiek w ciągu jednego wyjścia!! Właśnie zastrzelić, bo nie będzie to polowanie, o którym piszą autorzy motta do artykułu "Okiem prezesa".
Czy romantyczna przygoda, swoiste misterium, jakim powinno być dla prawdziwego myśliwego, polowanie miałoby stać się - po prostu - zdobywaniem, w wolnych od innych zajęć chwilach, mięsa?! To miałby być znak nowej jakości w PZŁ? Czy to jest ten cel strategiczny i to dlatego koła mają prowadzić działalność gospodarczą podwyższając koszty uprawiania łowiectwa? Czy tego chcemy?
Jest jeszcze inne, daleko poważniejsze, niebezpieczeństwo. Właśnie tak powstałą grupę "nowych myśliwych" i "koła nowej jakości" łatwiej będzie zantagonizować, a obwody podzielić na "obwodziki" i kupić kawałek po kawałku. Nie trzeba szukać daleko, Czesi wiedzą o tym najlepiej.
Przedstawione przez autora recepty na osiągnięcie wymienionego, w punkcie pierwszym i drugim artykułu, celu są mocno spóźnione. Dobre koła łowieckie, zajmujące się działalnością statutową, są realnym elementem ochrony środowiska. I dziwne, że prezes koła tego nie rozumie. Koła łowieckie umieją też dbać o swoje interesy. Nie słyszałem w ostatnich kilkunastu latach o tym, by koła masowo plajtowały. Dochody ze składek, zabaw, loterii, ze sprzedaży tusz pozyskanej zwierzyny, a w sytuacjach nadzwyczajnych, dobrowolne dotacje lub sporadycznie sprzedawane polowania to od dziesięcioleci skuteczne źródło finansowania działalności statutowej.
Oczywiście można zasady funkcjonowania PZŁ zmieniać, modyfikować i pewnie należy. Jednak podstawy jego funkcjonowania, m.in. to, że w PZŁ prawa wszystkich członków są równe, a zadaniem kół jest gospodarka łowiecka nie powinny ulegać zmianom!!!!! Ktoś mądrze powiedział: "demokracja ma swoje wady, ale niech ktoś wymyśli coś lepszego". Stwierdzenie autora, że "członkowie koła muszą akceptować (!) działania zarządu" jest dla demokracji zabójcza. Ograniczanie, w wielu przypadkach nawet szykanami, swobody dyskusji jest najprostszą drogą do zniszczenia obowiązującego w Polsce modelu łowiectwa. Jest niebezpiecznym przejawem braku zrozumienia tych fundamentalnych zasad i tej, że to zarząd realizuje wolę członków, a nie odwrotnie!!!
Przyjęcie proponowanej przez autora "diagnozy i metody leczenia" wykluczyłoby całą rzeszę polskich myśliwych z łowiectwa na rzecz, często, "pseudo-myśliwych", którzy uzurpują sobie prawo do bycia lepszymi i mądrzejszymi tylko ze względu na swój status społeczny czy finansowy. Postawiłoby pod znakiem zapytania, dla sceptyków, sens funkcjonowania PZŁ w ogóle, a wrogom dało wspaniały oręż do walki ze Związkiem. Ten, w swej istocie, bardzo egoistyczny scenariusz, to - po prostu - próba zdominowania łowiectwa w Polsce przez "niedzielnych myśliwych" kosztem całej rzeszy szeregowych członków Zrzeszenia. Smutne jest to, że ci ludzie, prawdziwie oddani łowiectwu, nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, że to oni będą głównymi ofiarami tego modelu!!
Zmiany w n/środowisku i koszty działań przystosowawczych nie będą finansowane przez samych myśliwych (z oczywistych powodów). Tym bardziej, koła łowieckie powinny koncentrować się na swej działalności statutowej, do realizacji której - w ramach obowiązującego prawa - zostały powołane. Powinny zadbać o to, by wykorzystać tę szansę, jaką daje nam wszystkim nasz model łowiectwa i zachować go dla przyszłych pokoleń. Właśnie dzięki niemu możemy być względnie pewni, że na pytanie z motta: "Czy nasze dzieci będą mogły, chociażby w przybliżeniu, polować tak, jak my się tego nauczyliśmy.." odpowiedź będzie mogła brzmieć: TAK!

Krzysztof Ciemniewski
KŁ "OSTOJA" Gliwice
Wrzesień 2008