Środa
25.12.2024
nr 360 (7087 )
ISSN 1734-6827

Hyde Park Corner



Temat: Proszę WAS o krótki spacer.  (NOWY TEMAT)

Autor: J.Chudy  godzina: 10:40
Mam zwyczaj wychodzenia w dni świąteczne, a robię to minimum dwa raz w tygodniu, na krótki spacer i zwiedzam pobliskie osłony śmietnikowe. Są trzy w promieniu 200 metrów. Rzadko się zdarza, by nie było tak osób pogubionych, chorych, bezdomnych. Często też przy okazji wynoszenia śmieci zostawiam w reklamówkach czyste i wyprasowane ubrania. Nigdy podarte. Jakoś nie mam zaufania do budek PCK. Dziś spotkałem dwie, zmarznięte osoby szperające w kontenerach. Przykry widok. Poprosiłem by poczekali chwilkę i wróciłem z gorącą herbatą i ciepłym posiłkiem. Pomóżmy bezdomnym w naszej okolicy przynajmniej w takie dni, jak dzisiejszy. To nic nie kosztuje, a łzy w ich oczach wywołają podobną reakcję WASZYCH oczu. To nie boli. Dziękuję. Wszystkim życzę Wesołych Świąt.

Autor: August  godzina: 21:31
Dwie wioski dalej – od mojej - od kilku lat działa dom dla bezdomnych Towarzystwa Pomocy im. Świętego Brata Alberta. To tam ‘’ulokowałem ‘’ swoją empatię. ‘’Empatia to zdolność do rozpoznawania i współodczuwania emocji innych osób, umiejętność postawienia się na miejscu innej osoby i spojrzenia na daną sytuację z jej punktu widzenia.’’ Domniema, że Jerzy pisać ten ‘’apel’’ niema na uwadze menelstwa – które jest plagą ośrodków wielkomiejskich. Taki nawet wielorazowy odruch solidarności ‘’żywnościowej ‘’ Jerzego nie załatwi problemu gdyż aż 6,6% Polaków żyje poniżej progu ubóstwa. Jednocześnie raport Federacja Polskich Banków Żywności 2024 rok - donosi że w polskich gospodarstwach domowych rocznie marnuje się prawie 3 miliony ton żywności.

Autor: VCNC  godzina: 22:40
J.Chudy wiekszosc ludzi nie pomoze, gdyz nic nie doswiadczyli w zyciu. A ci co pomagaja tak doraznie, robia to dla swojego ego, zaspokojenia swojej proznosci, udowodnienia sobie, ze sa dobrzy, czy swietojebliwi. Ja mysle. Ze twoj apel, temat , choc wartosciowy, ma takie wlasnie, lub podobne uzasadnienie. Poczuc sie lepszym, dobrym, wartosciowym itd. No...ale wazne, ze jest, to zawsze cos. Posluchaj ... Tych ludzi z sercem, co robia to z przekonania, ze tak trzeba , spotkasz tylko tam, gdzie to realnie robia, zima pod mostami, gdzie rozdaja koce, gorace jedzenie itd., odbieraja ludzi zamarzietych, obsranych, dostarczajac do schronisk i punktow pomocy. Moj kolega, co kiedys byl bumem, a uratowalo go tzw. chciagoskie malzenstwo, swego czasu pokazal nam, jak pomagac, czym jest system 211 oraz 311, a takze programy Homeless Services miasta Chicago, I to jest worcowe. Od tego czasu ja i kilka osob, z dawnej paczki to robimy, nie od swieta, ale przekazujac wsparcie finansowe, na jakie kazdego stac w danej chwili. Nie potrzeba impulsu Swiat, do takich dzialan, ale cos trzeba w zyciu przezyc, emigracja, choroba, ciezkie wydarzenia z zycia, sa tu pomocne, by pomoc innym byla naturalna, nie tylko swiateczna.

Autor: VCNC  godzina: 23:34
Opowiem tu Wam historie prawdziwa. Na poczatku mojej emigracji podwynajmowalem pokoj z lazienka w domu ( pietrze), ktory wynajmowaly w siosty, Polki, w wieku mojej mamy. Bardzo sie wszyscy zaprzyjaznilismy, ja na nie mowilem zartobliwie mamuski, a one synek. Na pietrze byl tez jeszcze jeden pokoj, z ktorego korzystal czasem facet jednej z tych siostr, taki polonijny contractor, co kiedys byl bezdomnym, a dzis po latach jest bogatym czlowiekiem, nawet na warunki USA ( dom na Florida, jacht, firma duza, swiadczaca uslugi w kilku stanach). Swieta robilismy wspolnie, no chyba, ze ja wyjechalem do rodziny, ale z czasem wolalem juz odpoczac na miejscu, szczegolnie w swieta, a nie meczyc sie w podrozy po usa. Wtedy gdy zostawalem, pytalem sie " mamusiek" Ile sie dorzucic do Swiat, one podawaly kwote, a ja i tak dawalem wiecej. W konsekwencji jedzenia zawsze bylo tyle, ze nie bylo chetnych na nie, I trzeba bylo je wyrzucic z racji terminiu przydatnosci do konsumcji. Ja zas mialem komfort, ze moglem nic nie robic, przy swiatecznych przygotowaniach, no poza choinka, ktora ze wspomnianym kolega ubieralismy. Zblizaly sie Swieta Bozego Narodzenia, ulice , auta, zasypal snieg, na 2 stopy. Byl mroz, piekna chicagoska zimna, ktora przyszla na Swieta. Ja bylem juz po swiatecznych zakupach w polonijnej ksiegarni, pachnacej cynamonem, kawa, ze zbiorem swiezozakupionych ksiazek do czytania w cieplym fotelu, z widokiem na osniezona ulice, do goracej herbaty z zurawina. Uwielbialem to robic, czasem zasnac w fotelu z ksiazka. Jak ladnie wowczas wygladaja te chciagowskie ulice w sniegu, jak znakomicie komponuje sie z architektura. Piekne wspomnienia. Zadzwonil do Nas ten znajomy kolega, i zapowiedzial, ze na swieta przy stole bedzie jeszcze 1 osoba. Andrzej wracajac z pracy, pod polonijnym sklepem spotkal mlodego Polaka, ktory od slowa do slowa, zostal stamtad zabrany orzez Andrzeja. Andrzej wynajal mu pokoj, oplacil rent, kupil ubrania, dal prace u siebie w firmie, a w koncu zaprosil go na Swieta do nas. Gdyby tu byli inni ludzie, mniej nienawistni, dalbym zdjecia. Wspaniale Swieta, cieple, kolorowe, dobre, wesole, do dzis dnia wspominam porch, ktora nie byla ogrzewana, tam palilo sie papierosy, gdzie wszyscy siedzieli przy stole konferencyjnym ( ktory przywiozem od Zydow z Downtown z office) popijajac srebrnego zmrozonego Krakusa, pod sledzie, karpie, rozne ryby ( bo Andrzej to wedkarz) pewnie tez chronione ;-). To byly najpiekniejsze Swieta, ludzi bylo zaoroszonych kilka. Czy dzis zyja? Czesc juz nie, wiekszosc. Czesc wyjechala do Polski. Andrzej zyje, czasem z nim wedkuje. Lusy wrocila do Olsztyna, jej siostra jest w Niemczech, bawi wnuki. A snieg dosypal tak, ze 3 dni Chicago nie moglo sie odkopac. Piekne czasy. Ten facet, bezdomny, co go przygarnal Andrzej, pracowal u niego z pol roku, byl kierowca, do construction nie mial zylki. Na koniec ukrad Andrzejowi telefon, laptops, jakies narzedzia, i zacpal sie narkotykami tego samego roku. Andrzej pomagal bumom, gdyz sam nim byl, dopiero Kryska go z tego wyciagnela ( chicagowskie malzenstwo). Byc moze dlatego to tez robil, ze ktos mu pomogl wrovic do zywych. Powiem Wam , jak ludzie , emigranci w takich srodowiskach sobie pomagaja, to jest niewyobrazalne, jak takie paczki sie trzymaja. To calkiem inna Polonia od tych frajerow z visami. Twardzi ludzie. Jestem przekonany, ze zaden z tego pseudo elitarnego towarzystwa pzl, nigdy nie goscil bezdomnego na wigile oraz Boze Narodzenie. Zakladacie piekne tematy, ale o zyciu ...g..no wiecie.

Autor: VCNC  godzina: 23:49
Pewnie powiecie, ze to jakies mety, ci ludzie z tej historii, robotnicy, sprzataczki itd. Kryski syn jest wysokim oficerem Policji w Warszawie, Lusy maz ( wdowa) byl majorem., szefem ochrony Lanska. Andrzej dzis to bogaty czlowiek, a ja ...wasz dozgonny sympatyk.🤚🤠. Rozni ludzie, co polaczyla ich emigracja. Kryska mial dlugi, splacila je, Lusy zamiast siedziec w pustym mieszkaniu w Olszytnie, ciekawa byla Swiata, poznala USA, pracowala na domkach, I jezdzila autobusami na wycieczki ( polonijne biura). Andrzej, byl dobrze zapowiadajacym sie hokeista w Polsce, bramkarzem, musial jednak wyjechac. Dzis w USA mieszkaja jego dzieci, ma wnuki, trudno mu sie przyzwyczaic do bycia dziadkiem. Na rybach mowi, sluchaj, ty wiesz, ze w Polsce dzis tacy ludzie jak ja ...moga tylko umrzec ( tak sa zakatalogowani). A facet ma wiecej energii niz kilku 25 latkow ukrainskich w construction amerykanskim.