Przesądy
Myślistwo, na przestrzeni wieków wytworzyło, oprócz odrębnego słownika, własne zwyczaje, wierzenia i przesądy. W polskiej kulturze łowieckiej, zachowały się przekazy, iż w czasach Piastów wierzono w dobrego bożka leśnego Leszego-Czarnoboga, który podczas łowów pomagał myśliwym, napędzając zwierzynę. Noszono wówczas przy sobie różne części z ubitej zwierzyny, traktując je jako amulety, pomocne w łowach. Były to między innymi chrząstki z serca jelenia, grandle jelenia, pazury rysia i niedźwiedzia czy racice łosia. Amulety były antidotum przeciw wszelkim czarom. Dzisiaj nie stosuje się amuletów, popatrzmy na nasze kapelusze, sygnety, spinki czy chociażby torby myśliwskie.
W czasach, gdy zaczęto używać broni palnej, szybko zauważono, że celność broni zależy od bardzo wielu czynników. Na strzelby myśliwskie mógł paść urok i dopóki nie odczyniono uroku broń chybiała. Odczyniano strzelby pocierając lufy proszkiem sporządzonym z mieszaniny witrjolu (kwas siarkowy) i gumy, w czasie gdy słońce stało w znaku lwa. Ogólnym, powszechnie stosowanym zabiegiem poprawienia skuteczności broni było okadzanie jej dymem z brzozowej huby, w pierwszą niedzielę po nowiu księżyca. Najskuteczniejszym jednak sposobem zapewnienia celności broni był przepis: "Nabij lufę żmiją, pozostaw ją w lufie kilka godzin, a potem strzel w pień starego dębu. Uzyskasz w lufie zimny brand (śniedź, rdza), przez co strzelba twoja będzie biła celniej i ostrzej." Skuteczniejszy od zimnego brandu, był jednak gorący brand, należało nabić lufę padalcem, którego po specjalnych zabiegach, wystrzeliwano na krzyżowych drogach. Na nic były wymienione wyżej zabiegi gdy postawiło się broń obok miotły, położyło na niewieścim łóżku lub powiesiło koło kożucha białogłowy.
Zauroczyć broń było łatwo, trzeba wiedzieć jak temu przeciwdziałać. Gdy ktoś chciał pożyczyć strzelbę na sroki, należało odmówić, pokazując przy tym goły tyłek, by strzelbę odczynić. Nie wolno było, pod groźbą nieskuteczności strzałów splunąć przez lufę. Natomiast kula wyjęta z ubitego zwierza i ponownie użyta przynosiła łowieckie szczęście, była bowiem "ozionięta przez dobrego ducha". Wszystkie wymienione wyżej sposoby odczyniania polecam tym kolegom, którzy zapomnieli, że błąd może się zdarzyć najlepszemu nawet strzelcowi. Po co szukać przyczyny w sobie.
Nic nie dzieje się bez przyczyny, aby spotkać zwierza należało zmieszać w nocniku mocz z wodą od śledzi, sokiem brzozowym, leszczynowym i osikowym, dodając do tego sadzy, kamfory, popiołu z ogona jelenia oraz soli. Miksturę tak przyrządzoną należało przetrzymać dwie niedziele, a następnie zakopać wraz z naczyniem, tam gdzie zwierz ma się ściągnąć. Gdy podeszwy swych butów nasmarujesz łojem baranim, zmieszanym z trotami wysuszonej koniczyny i miodem, to tak zniewolisz lisa, że będzie szedł twoim śladem. Aby pozyskać rysia, należało w miejscu gdzie rysie się poją postawić najwytrawniejsze wino, kocur napiwszy się zdrowo, popadnie w tak twardy sen, że bez trudu będzie go można dostać. Ileż to razy puste pędzenia wynikały ze spotkania w drodze na polowanie kobiety z pustym wiadrem, czy księdza.
Aby sen nie morzył myśliwego na zasiadce, powinien mieć przy sobie woreczek z jeleniej skóry, w którym zaszyte mają być wyłupione żabom oczy, owinięte ciałkiem słowiczym.
Kolanko - myślę, że to jeden z najstarszych przesądów, ale czy to przesąd czy nie, niech każdy mówi za siebie - w każdym bądź razie mnie się sprawdza: "im grubszy zwierz, tym wyżej bierz" - Kolega Andrzej Otrębski nie jest przesądny, jego sprawa, zobacz: http://www.tradiss.com.pl/ao/przes.htm
Autor: Kazimierz Suchy (wykorzystano treści zawarte w książce Albina Kryńskiego "Z kart łowiectwa polskiego")