|
autor: Stanisław Pawluk18-01-2008 Przypadek najlepszym detektywem
|
Kłusownictwo wykonywane przez myśliwych nie należy do rzadkości. Wykrycie sprawcy takiego czynu nie jest proste w sytuacji, gdy myśliwy ma pozwolenie na odstrzał i strzela legalnie. Strzelona sztuka nie jest następnie nigdzie wykazywana i znika, a ten pseudo-myśliwy jedzie do lasu po następną.
W okręgu lubelskim tajemnicą poliszynela jest to, gdzie do niedawna jeszcze znajdował się „bank łbów”, w którym można było za stosowną opłatą wymienić nie pasujące do oceny poroże rogacza, czy jelenia byka. Nie jest tajemnicą, które z najbardziej elitarnych kół, jednorazowo po polowaniu dewizowym, zakupiło tam 10 wybranych odpowiednio łbów, które na wycenie nie budziły żadnych wątpliwości. Bezkarność takich i innych czynów wynika – jak twierdzą myśliwi - z nieżyciowych przepisów prawnych, luk w rozporządzeniach, a także z faktu, że pełnienie funkcji kontrolnych przez zarząd okręgowy PZŁ jest fikcyjne i z nastawieniem udowodnienia, że krytykujący nieprawidłowości nie mają racji. O systemie wymiaru (nie)sprawiedliwości łowieckiej nie wspominając. Zasada w takich przypadkach jest prosta: swojemu wolno więcej, a najwięcej funkcyjnym. Czy tak będzie także i w tym przypadku? Poznajmy wpierw fakty.
Od wczesnej wiosny zajmowałem się zbieraniem informacji o funkcjonowaniu PSŁ w Lublinie, a zwłaszcza o jej nowym komendancie Andrzeju Sieńko, co na to stanowisko zupełnie się nie nadaje, a ponad służbę ceni splendory i korzyści osobiste. Wkrótce także otrzymałem konkretną informację, że na zaproszenie prezesa Koła Łowieckiego nr 40 „Nemrod” w Krzczonowie, komendant PSŁ, najprawdopodobniej pojazdem służbowym, weźmie udział w słynnych na cały region Hubertowinach. Sławę tym uroczystością daje bogatość i obfitość dań i zakąsek jaka na zakończenie polowania jest serwowana. Informację, iż po raz kolejny komendant PSŁ Andrzej Sieńko w Lublinie będzie wykorzystywał kupiony za pieniądze podatników pojazd ze służbowym paliwem dla oddawania się przyjemnościom, postanowiłem sprawdzić osobiście. Musiałem to zrobić dyskretnie, gdyż rozpoznanie mnie mogło zmienić charakter wizyty komendanta, który mógłby się np. przeistoczyć z uczestnika w kontrolującego, co zapewne uzasadniłoby wykorzystanie służbowego pojazdu i paliwa. Rozpoznanie mnie nie byłoby trudne, dlatego starałem się być ostrożny.
Obserwując miejsce zbiórki z samochodu zwróciłem na siebie uwagę spacerowicza, którego od tej pory nazywać będę Informatorem. Człowiek ten, jak to jest w zwyczaju, pozdrowił mnie i zapytał, czego poszukuję. Uznał widocznie, że stojąc i przeglądając papiery zapewne czegoś poszukuję. Po wymianie kilku zdań Informator siedział już w moim samochodzie i zorientowawszy się, że powodem moich zainteresowań jest dzisiejsze polowanie, zaczął mi opowiadać, na jakie wielkie zwierzaki tu się poluje. W pewnej chwili stwierdził, że prezes to nawet takiego wielkiego zwierzaka jak koń zastrzelił. Opowiedział mi także, jak ten wielki jak koń łoś był skórowany w szopie u Mariana Mroza w Olszance. Wyraziłem powątpiewanie stwierdzając, że w tym lesie nie ma łosi i chyba on widział konia, a nie łosia. Informator poprzysiągł na Boga, że mówi prawdę i wymienił nazwiska osób, które to widziały i zapewne potwierdzą jego słowa. Według Informatora oprócz prezesa Zenona Okapy, który tego łosia upolował dnia 2 maja 2005 r. około godz. 6:00, przy powieszonym łbem do góry łosiu byli: Marian Mróz i jego syn Marcin Mróz policjant z Piask, Stefan Kochaniec i Florian Sekuła. Na moje dalsze wątpliwości Informator zobowiązał się do pokazania mi zdjęcia, na którym te osoby przy łosiu są uwidocznione.
Nie mogłem pozostawić tej sprawy bez wyjaśnienia, zwłaszcza, że o strzelonych łosiach w tym lesie, czy o znalezionych skórach z łosia z dziurami postrzałowymi mówiło się od dawna, a sprawy nigdy nie znalazły zakończenia z wykryciem i osądzeniem sprawcy. Pierwszy telefon wykonałem do Floriana Sekuły robiąc na nim dość silne wrażenie wywołane znajomością potraw serwowanych na Hubertusie, wymieniając obecnych i nie przybyłych, a zaproszonych gości, ilością rozkładów w poszczególnych grupach, itp. Florian Sekuła wykręcił się od odpowiedzi, a naciskać nie bardzo mi wypadało. Zamiast potwierdzić lub nie moim wiadomościom o łosiu, wolał mi mówić o tym, że zaprosi mnie na polowanie, przedstawi prezesowi. Robił wszystko aby moją uwagę odwrócić od łosia.
Policjant Marcin Mróz służby w Piaskach już nie pełni. Dowiaduję się tam, że pracuje obecnie na posterunku w Rybczewicach. Tam też, po telefonicznym umówieniu, odbywam z nim osobistą rozmowę.
- Czy był pan przy skórowaniu łosia w obejściu pańskiego ojca?
Marcin Mróz jest wyraźnie zaskoczony pytaniem, dostaje wypieków na twarzy, a zachowanie staje się nerwowe. Nie wie co ma odpowiedzieć i stwierdza dyplomatycznie:
- Powiedzmy, że nie pamiętam. Wie pan zapewne, że co innego oznacza, gdy powiem, że coś takiego nie miało miejsca, a co innego gdy powiem, że nie pamiętam.
- Wiem! - odpowiadam. Nie będzie można zarzucić policjantowi, że podał nieprawdę. Przypomnieć sobie zawsze można. Zwłaszcza w świetle innych dowodów.
- Zostawia Pan sobie furtkę - stwierdzam.
- Proszę więc powiedzieć wprost: Czy takie zdarzenie miało miejsce?
- Nie pamiętam - odpowiada policjant.
- Proszę więc zdecydowanie zaprzeczyć, że skórowanie łosia w obejściu pańskiego ojca i przy pańskim uczestnictwie nie miało miejsca.
- Nie zaprzeczę! - stwierdza Marcin Mróz w pierwszym odruchu. Następnie łagodzi swą wypowiedź często stwierdzając, że inna procesową sytuację daje mu nie pamiętanie, a inną kategoryczne tak lub nie, którego konsekwentnie się domagam.
Ze stojącego na uboczu wsi posterunku wychodzę z głębokim przekonaniem, że Informator opowiedział mi prawdę. Zachowanie policjanta nie pozostawia złudzeń, iż zna on doskonale sprawę, ale nie chce o niej mówić. Pewnie obawia się, że mając obowiązek doniesienia o przestępstwie nie zrobił tego.
Wkrótce po spotkaniu odzywa się Informator informując mnie, że ma zdjęcie, o którym mi opowiadał. Muszę zweryfikować tą fotografię, zrobioną aparatem komórkowym, z osobami, których nie znam. Dzwonię więc do jednego z uczestników tego wydarzenia. Stefan Kochaniec przez telefon nie chce udzielić jednoznacznej odpowiedzi, ale mojej relacji nie zaprzecza. Brak mu aktualnie czasu na osobiste spotkanie spowodowane pobytem bliskiej osoby w szpitalu i niezbędnymi wyjazdami. Umówiliśmy się, że Stefan Kochaniec powiadomi mnie, jak odzyska możliwości czasowe. Do chwili obecnej czasu na spotkanie nie znalazł. Wyciągam wniosek, że gdyby nic na rzeczy nie było, zarówno Marcin Mróz jak i Stefan Kochaniec nie unikaliby stwierdzenia prawdy. Np. że jest to bzdura!
W krótkim czasie „po łosiu”, Marian Mróz, nie będący myśliwym miejscowy rolnik, awansował na strażnika obwodu. Na mój telefon jest wyraźnie przygotowany. Nie dając mi dojść do słowa twierdzi, że nie musi mi na nic odpowiadać, nie życzy sobie mojej wizyty ze zdjęciem, i nie chce, abym ...”go w coś wplątywał”...”
Prezes KŁ "Nemrod" Zenon Okapa na spotkaniu nie ma dla mnie czasu. Zdawkowo jedynie stwierdza przez telefon, że koło aktualnie buduje domek myśliwski, że ma osiągnięcia w zwalczaniu kłusownictwa i atmosfera w kole od chwili mego poprzedniego felietonu o „Nemrodzie” znacznie się poprawiła, panuje pokój i spokój i wręcz przyjacielska atmosfera. Tempo redakcyjnej pracy nie pozwoliło mi na ustawienie się w kolejce do prezesa po bardziej szczegółową wypowiedź. Po wysłuchaniu policjanta Marcina Mroza i Stefana Kochańca naocznych świadków mimo, że wprost nie wskazali osoby, nie mam wątpliwości, co do faktu nielegalnego uśmiercenia i zagospodarowania na użytek własny klempy oprawianej w zabudowaniach Mariana Mroza zwłaszcza, że kilka dni temu otrzymałem kolejne potwierdzenie opisanych wydarzeń.
Ten opis będzie miał dalszy ciąg. Interesującym dla czytelników będzie co przed prokuratorem zeznają poszczególni uczestnicy i w jaki sposób te zeznania zostaną następnie zweryfikowane. Bo niespodzianek w tej historii jest jeszcze kilka, o czym naszych czytelników poinformujemy.
|
|
| |
21-01-2008 12:09 | wielotykowiec1 | Wspólne, przestępcze działania są wykorzystywane przez liderów do szantażowania i wymuszania posłuszeństwa. Wystarczy byc świadkiem skórowania skłusowanej klempy. Szkodliwych dla PZŁ, kierujących go na manowce, lokalnych mini-liderów należy ujawniać, tak jak to robi Kulwap. Samo nic sie nie zrobi. DB | 18-01-2008 22:06 | FraM | Kolego Kulwap , takim Cię lubię ,teksty tu zamieszczane są bardzo interesujące , odsłaniają bagno jakie jest w wielu kołach łowieckich .
Mam nadzieję , że sprawa tego skłusowanego łosia nie rozejdzie się po kościach .Zadziwiające i przerażające jest to ,że czynów tak haniebnych dopuszczają się ludzie postawieni dość wysoko we władzach naszego związku .Takich Zenonów Okapa jest więcej w PZŁ , czują się bezkarni bo liczą na to , że koledzy im pomogą , że mają układy i nie ma praktycznie na nich rady .Każdy z nas spotkał na swojej drodze takiego kacyka , któremu wydaje się , że może wszystko i o dziwo często mu się to udaje .
Czekam na dalszy ciąg tej sprawy i życzę Ci doprowadzenia do skazania Zenona Okapa . Pozdrawiam . Darz bor . | 18-01-2008 15:58 | richie | Słów brakuje!
Gdzie my żyjemy.Nie wiem czy kolega dobrze robi, dając tym typom
czas na ustalenie wspólnej wersji wydarzeń.Może należy sprawę jak najszybciej zgłosić prokuraturze?
Gratuluję serdecznie postawy.Życzę sił do dalszej walki z tymi bydlakami. |
| |