DZIENNIK
Redaktorzy
   Felietony
   Reportaże
   Wywiady
   Sprawozdania
Opowiadania
   Polowania
   Opowiadania
Otwarta trybuna
Na gorąco
Humor
PORTAL
Forum
   Problemy
   Hyde Park
   Wiedza
   Akcesoria
   Strzelectwo
   Psy
   Kuchnia
Prawo
   Pytania
   Ustawa
   Statut
Strzelectwo
   Prawo
   Ciekawostki
   Szkolenie
   Zarządzenia PZŁ
   Przystrzelanie
   Strzelnice
   Konkurencje
   Wawrzyny
   Liga strzelecka
   Amunicja
   Optyka
   Arch. wyników
   Terminarze
Polowania
   Król 2011
   Król 2010
   Król 2009
   Król 2008
   Król 2007
   Król 2006
   Król 2005
   Król 2004
   Król 2003
Imprezy
   Ośno/Słubice '10
   Osie '10
   Ośno/Słubice '09
   Ciechanowiec '08
   Mirosławice '08
   Mirosławice '07
   Nowogard '07
   Sieraków W. '06
   Mirosławice '06
   Osie '06
   Sarnowice '05
   Wojcieszyce '05
   Sobótka '04
   Glinki '04
Tradycja
   Zwyczaje
   Sygnały
   Mundur
   Cer. sztandar.
Ogłoszenia
   Broń
   Optyka
   Psy
Galeria
Pogoda
Księżyc
Kulinaria
Kynologia
Szukaj
autor: Jenot25-08-2005
Ostatni dzik

Koniec lutego, sobota wieczór. Zaczynał padać śnieg. Po południu objechałem na koniu rejon i stwierdziłem że jest w nim watacha. O piętnastej zadzwonił do mnie kolega – mój były wprowadzający – że ma problem i że musi ze mną pilnie porozmawiać. Kazałem mu natychmniast przyjechać. Jako że byłem już wpisany w książkę postanowiłem zabrać kolegę - oczywiście bez broni bo u nas nie poluje - do lasu na polowanie i tam przy okazji podyskutować.

Około 17,30 poszliśmy w las, po pół godzinnym marszu wychodziliśmy już na łąki. Powoli, ostrożnie rozglądając się na boki, wyszliśmy na mocno zbuchtowany teren. Dziki były tu w nocy.
Usiedliśmy na ambonie i zaczęliśmy cichutko rozmawiać.Nie liczyłem że dziczki akurat tu znowu dziś przyjdą. Zresztą idąc przez las narobiliśmy sporo chałasu, śnieg strasznie skrzypiał pod butami, wyglądało na to że wypłoszyliśmy wszystko.

Siedzieliśmy może z pół godziny na ambonie, kiedy kolega podniósł nagle palec do ust wymownym gestem i powiedział – idą. Po chwili i ja już słyszałem. Szły dziki. Spora watacha zbliżała się do naszej ambony. Moi starzy znajomi, od kilku dni byłem na ich tropie.Ucieszyłem się niezmiernie. Może przypadnie mi zaszczyt wykonać ostatniego dzika w tym sezonie, w naszym kole.

Czarnuchy tak jakby na chwilę przyczaiły się na skraju lasu ale w końcu zaczęły wychodzić.Jeden za drugim powoli, ostrożnie, wysypywały się przez rów.To było niesamowite. Patrzyłem i nie wierzyłem własnym oczom.Po kilku minutach mieliśmy na białej zasypanej śniegiem łące 18 dzików. Część była jeszcze w lesie. Wyraznie słyszeliśmy je za nami. Kolega zaczął uważnie obserwować watachę przez lornetkę.Po chwili zapytał czy będę strzelał. To była bardzo wymieszana watacha i trzeba było dobrze wybrać. Uśmiechnąłem się do niego i powiedziałem - byłeś moim wprowadzającym na stażu, masz teraz okazję jeszcze mnie trochę pouczyć.Usmiechnął się pod nosem i dalej spokojnie lustrował watachę.Po chwili wskazał mi ręką dzika na łące i powiedział - tego strzelaj jest pewny. Zwierz były bardzo blisko ambony. Chwilę mierzyłem pół siedząc pół stojąc i wreszcie nacisnąłem spust.Zwierz padł w ogniu, powoli odkładając sztucer patrzyłem jeszcze na niego gdy nagle.........mój dzik wstał i .....zaczął uchodzić do lasu !
Myślałem że śnię !!!

Zeszliśmy na miejsce zestrzału.Farba była, zwierz dostał, kolega twierdził że na przeponę.
Weszliśmy więc na trop i poszliśmy kilkanaście metrów w las. Po chwili znalezliśmy miejsce gdzie zwierz na chwilę zaległ i odpoczywał.Tu popełniliśmy kardynalny błąd, powinniśmy byli poczekać z godzinkę a my poszliśmy dalej łamiąc starą zasadę – by zwierz dojrzał nie należało go niepokoić.
Idąc powoli ale ciągle za postrzałkiem podnieśliśmy go jeszcze dwa razy. Ostatnim razem słyszałem nawet dokładnie w którą stronę uszedł (okazało sie pózniej że bardzo trafnie określiłem kierunek ) jednak w gęstym młodniku tylko przy pomocy latarki nie mogliśmy go znalezć.
To była trochę niebezpieczna zabawa.Gdzieś tam, dalej przed nami, znajdowała się uchodząca watacha za którą podążał ranny dzik.

Kolega zły na siebie (było mu wstyd że zachował się jak sztubak ruszając zbyt wcześnie dzika) zdecydował że bez psa nie damy rady. Sypał śnieg, baliśmy się że czekanie do rana może być następną pomyłką. Postanowiłem pojechać do znajomego myśliwego który ma psy i poprosić go o pomoc. Po godzinie byliśmy już z psami na tropie. Kolega Franek nie zadaje zbędnych pytań. Puścił psy na miejscu gdzie my skończyliśmy poszukiwania. Tina, głucha jak pień ale bezbłędna w swoim fachu, poszła najpierw w kierunku zestrzału. My czekaliśmy aż wróci. Po dziesięciu minutach wróciła do nas i teraz podjęła trop w kierunku w którym oddalił się dzik.

Pieski trochę nas sponiewierały klucząc po rabatach w młodniku. Po około 20 minutach Tina stanęła i odwróciła się do nas. W rabacie leżał dzik. Już nie żył.Wyobraźcie sobie, że ucałowałem psa. Była godzina 23:30. Byliśmy bardzo zmęczeni, ale był oczywiście złom i ostatni kęs. Zmęczony, ale bardzo szcześliwy wypatroszylem dziczka, ważył w skupie 20 kg.

Cała przygoda skończyła się szczęśliwie. Nauczyłem się sporo, cieszyłem się bardzo że dzik został podjęty że nie uszedł i nie męczył sie niepotrzebnie. Tak to św Hubert dał mi ostatniego dzika w kole, w sezonie i z tej watachy, za którą chodziłem kilka dni.To że nie strzelałem wtedy nocą w lesie zostało mi wynagrodzone z nawiązką. Mój kolega, wprowadzający, miał okazję przekazać mi jeszcze coś czego nie zrobił na stażu i bardzo przepraszał mnie za swoją glupotę.

Tak to mocnym akcentem zakończyłem sezon. Było super. Wyczyszczony sztucer czeka w szafce na nowe przygody.


Pozdrawiam
Darz Bór




26-08-2005 08:12JenotJa rowniez Jozefie mam nadzieje ze to nie ostatni moj dzik : ))
Ten o ktorym tu pisze to byl ostatni w planie naszego kola.
O moim pierwszym dziku chetnie opowiem bo to bylo wspaniale polowanie, typowy "usmiech" sw Huberta.

Pozdrawiam
26-08-2005 03:31Jozef Starski"Jenot" - nie bądź takim pesymistą! Jak się domyslam to był pierwszy dzik, ale chyba nie ostatni...Ja też kiedyś będąc tylko z kamerą filmową uległem nerwowym namowom doświadczonego mysliwego z Polski, ktory strzelił swogo pierwszego (ale nie ostatniego) czarnego niedźwiedzia w Ontario. Niedźwiedź uszedł śmiertelnie ranny. Już po pięciu minutach musiałem iść za nim w głęboki las. On szedł pierwszy ze sztucerem, za nim ja z kamerą bez broni, a na końcu nasz przewodnik, też bez broni. Kolega ten, po dotarciu do przeraźliwie czarnych gęstwin - odwrócił się do mnie i powiedział drżącym głosem - weź teraz ty mój sztucer i idź pierwszy, a ja wezmę twoją kamerę. Nie odmówiłem... ale przyrzekłem sobie, że już nigdy nie ulegnę namowom, nawet najbardziej "doświadczonym polownikom", jeśli będą on sprzeczne z zasadami łowieckimi i zdrowym rozsądkiem. Pozdrawiam i czekam na następne Twoje opowiadanie o "kolejnym dziku".
25-08-2005 20:18KulwapMam pretrensję! Dlaczego psa pocałowałeś tylko jeden raz?

Szukaj   |   Ochrona prywatności   |   Webmaster
P&H Limited Sp. z o.o.