DZIENNIK
Redaktorzy
   Felietony
   Reportaże
   Wywiady
   Sprawozdania
Opowiadania
   Polowania
   Opowiadania
Otwarta trybuna
Na gorąco
Humor
PORTAL
Forum
   Problemy
   Hyde Park
   Wiedza
   Akcesoria
   Strzelectwo
   Psy
   Kuchnia
Prawo
   Pytania
   Ustawa
   Statut
Strzelectwo
   Prawo
   Ciekawostki
   Szkolenie
   Zarządzenia PZŁ
   Przystrzelanie
   Strzelnice
   Konkurencje
   Wawrzyny
   Liga strzelecka
   Amunicja
   Optyka
   Arch. wyników
   Terminarze
Polowania
   Król 2011
   Król 2010
   Król 2009
   Król 2008
   Król 2007
   Król 2006
   Król 2005
   Król 2004
   Król 2003
Imprezy
   Ośno/Słubice '10
   Osie '10
   Ośno/Słubice '09
   Ciechanowiec '08
   Mirosławice '08
   Mirosławice '07
   Nowogard '07
   Sieraków W. '06
   Mirosławice '06
   Osie '06
   Sarnowice '05
   Wojcieszyce '05
   Sobótka '04
   Glinki '04
Tradycja
   Zwyczaje
   Sygnały
   Mundur
   Cer. sztandar.
Ogłoszenia
   Broń
   Optyka
   Psy
Galeria
Pogoda
Księżyc
Kulinaria
Kynologia
Szukaj
autor: Jozef Starski10-10-2005
KRÓLEWSKI STRZAŁ?

Doświadczyłem różnych przygód łowieckich, ale takiej, jak z tą gęsią, jeszcze nie miałem...i jestem pewien, że żaden król też jej nie miał...

Środa, 5 października 2005 r., wybieramy się z żoną na polowanie na gęsi kanadyjskie, nad jezioro Gibson, niedaleko od nas, ok. 10 km od St.Catharines w południowym Ontario, w Kanadzie. Ponieważ jest to moje pierwsze polowanie na gęsi w tym roku (Grażyna nie poluje, tylko mi towarzyszy), wiec oczywiście nie uniknęło się gafy. Zapomnieliśmy wziąć repelentu przeciwko komarom, z czego miały one wielką uciechę, a my, po ich ukąszeniach, „sęki” na głowach.

Tak prawdę mówiąc, to nie braliśmy pod uwagę, że tu na południu prowincji będą jeszcze w październiku komary. Tydzień wcześniej polowaliśmy przez dwa dni na jarząbki na północy Ontario w puszczy (dwa jarząbki – jeden strzelony, drugi uwieczniony na filmie, gdzie prezentuje cały swój wachlarz oraz stroszy barkowe pióra niczym batalion-wojownik) i tam już komarów nie stwierdziliśmy. Chyba zbyt zimno. A tu na południu w początkach października upały rzędu 30 stopni C. Raj dla komarów i dla gęsi też.

Samochód zaparkowaliśmy na poboczu asfaltowej drogi i zagłębiliśmy się w krzaki porastające brzeg jeziora. Usiedliśmy na stołeczkach w odległości ok. 250 metrów od samochodu. Wybraliśmy miejsce trochę oddalone od wody i brzegu jeziora, aby ewentualnie strzelony ptak - spadł na ląd, a nie do wody.

Do zachodu słońca pozostało ok. półtorej godziny. Rozpoczęła się walka z komarami. Po niedługim czasie, nagle dał się usłyszeć krzyk nadlatujących gęsi. Jeszcze ich nie widać, bo są przysłonięte pobliskim laskiem, ale po chwili są już dokładnie nad nami. Szybują z rozpostartymi skrzydłami, obniżając lot, w kierunku pobliskiej tafli wody.

Pomijam pierwszą gęś na prowadzeniu (zakładam, że jest starą kucharką) i celuję do drugiej z boku. Odległość ok. 30 metrów. Widzę, że wiązka bizmutu (BB) sięgnęła dokładnie cel, bo aż gęś zatrzepotała skrzydłami, a pióra na piersi, jakby ktoś zdmuchnął.
Będąc pewnym tego strzału, oddaję drugi strzał z mojego „Rugera” nadlufki 12-stki, do innej gęsi. Ta gęś nie zaznaczyła strzału.

Obserwuję tę pierwszą strzelaną. Wyłamuje się z szyku i lotem szybującym skręca trochę w prawo, w kierunku zaparkowanego, niewidocznego za drzewami, naszego samochodu. Nie widzę aby spadła, więc jestem trochę rozczarowany swoją kondycją strzelecką, sądzę, że tylko ją raniłem. Mam cichą nadzieję, że jednak usiadła na wodzie i będzie ją można później podnieść nieżywą, albo... będzie żyć, bo mało podobnym jest aby upadła gdzieś na brzegu.

Rozważania przerywa odgłos nadlatującego, kolejnego stada gęsi.
W roztargnieniu haniebnie pudłuję do gęsi w kolejnym stadzie, które leciały jednak trochę wyżej, tak na granicy strzału. To były już ostatnie gęsi tego wieczoru, które tutaj, na ten akwen przylatują na noc z okolicznych żerowisk - głównie rolniczych upraw. O tej porze spotyka się również gęsi, które lecąc z północy - robią sobie tutaj przerwę na odpoczynek i poprawienie kondycji fizycznej, przed dalszą wędrówką na południe kontynentu.

Pół godziny po zachodzie słońca pakuję dubeltówkę do pokrowca, bo czas legalnego polowania się już skończył, chociaż widoczność jest jeszcze w miarę dobra, szczególnie w kierunku zachodnim, tam gdzie słońce zniknęło, ale pozostał jeszcze odblask jego światła.

Po drodze sprawdzamy taflę jeziora, ale nic nie widzimy aby coś pływało w pobliżu. Zły na siebie, przepraszam Grażynę, że na „dzień indyka”, albo inaczej „dzień dziękczynienia” (Thanksgiving Day), który jest już za kilka dni, będziemy mieć, zamiast dzikiej gęsi, indyka ze sklepu.

Zbliżając się do samochodu, zauważam jakiś ciemny kształt leżący na drodze, parę metrów przed maską nissana. Podchodzę bliżej i oczom nie wierzę, to jest gęś.
Jeszcze ciepła, ze śladami farby na podbrzuszu, a więc tam gdzie celowałem. Nikt inny w tym miejscu i w tym czasie nie polował, nie słyszeliśmy żadnych strzałów. Nie mamy wątpliwości - to jest NASZA gęś.

Królewski strzał, to taki, po którym ptak spadnie pod nogi myśliwego. Ale jak nazwać taki strzał, po którym ptak spada prawie pod koła samochodu myśliwego i to zaparkowanego gdzieś w oddali?

Takich i jeszcze lepszych strzałów do gęsi, życzę wszystkim kolegom w Polsce udającym się już wkrótce, na „forumowe” polowanie do Sarnowic.




23-02-2006 15:29kniejaszkoda że koledze do brytwanki nie wpadła odrazu.....to byłby królewski strzał.A tak to poprostu sie "udało":)
22-10-2005 19:30Lasek_2005Można koledze tylko podziekować za ciekawe opowiadanie, ale u nas pewnie już niedługo zabronią nam polować na ptactwo ze względu na ptasią grypę. Jest mi z tego powodu bardzo przykro! Darz Bór!

Szukaj   |   Ochrona prywatności   |   Webmaster
P&H Limited Sp. z o.o.