DZIENNIK
Redaktorzy
   Felietony
   Reportaże
   Wywiady
   Sprawozdania
Opowiadania
   Polowania
   Opowiadania
Otwarta trybuna
Na gorąco
Humor
PORTAL
Forum
   Problemy
   Hyde Park
   Wiedza
   Akcesoria
   Strzelectwo
   Psy
   Kuchnia
Prawo
   Pytania
   Ustawa
   Statut
Strzelectwo
   Prawo
   Ciekawostki
   Szkolenie
   Zarządzenia PZŁ
   Przystrzelanie
   Strzelnice
   Konkurencje
   Wawrzyny
   Liga strzelecka
   Amunicja
   Optyka
   Arch. wyników
   Terminarze
Polowania
   Król 2011
   Król 2010
   Król 2009
   Król 2008
   Król 2007
   Król 2006
   Król 2005
   Król 2004
   Król 2003
Imprezy
   Ośno/Słubice '10
   Osie '10
   Ośno/Słubice '09
   Ciechanowiec '08
   Mirosławice '08
   Mirosławice '07
   Nowogard '07
   Sieraków W. '06
   Mirosławice '06
   Osie '06
   Sarnowice '05
   Wojcieszyce '05
   Sobótka '04
   Glinki '04
Tradycja
   Zwyczaje
   Sygnały
   Mundur
   Cer. sztandar.
Ogłoszenia
   Broń
   Optyka
   Psy
Galeria
Pogoda
Księżyc
Kulinaria
Kynologia
Szukaj
autor: Meseli03-12-2005
Adrenalina

Budzik. Za wcześnie? Jeszcze ciemno, nocne mary wciąż błądzą po pokoju. Po co ten budzik? Polowanie. Tak, druga zbiorówka w sezonie. Hubertus uraczył nas młodym liskiem w ostatnim miocie - jak na Święto wystarczy. Co tym razem?

Mgła – to wszystko, co pamiętam wyjeżdżając z zaspanego Ełku. Mijając ostatni foto-radar wymieniamy uwagi z Seniorem. Jak będzie? Las mokry, liść spada, jest ciepło. Dobrze jest.
Zbiórka przed pierwszym miotem. Stary myśliwy wita nas, podaje rękę. Kapelusz z głowy, to stary borus, zna las i obyczaje zwierza. Dzisiaj polujemy na jego terenie - to on jest tu gospodarzem. Kilka uwag, co do terenu. Bezpieczeństwo na pierwszym miejscu! Jedziemy!

Pierwszy miot – Laduga - tutaj uczyłem się łowiectwa. Bagno, wokół pola uprawne i las mieszany. Tutaj podchodziłem dziki, pierwszy kozioł dał mi lustro po pierwszym pudle, słonki, piękny byk obserwowany wiosną...

Już jedziemy. Jakaś cholera podkusiła mnie, żeby jechać skrótami - już siedzę w błocie. Wyjeżdżamy, na szczęście o własnych siłach. Jesteśmy na miejscu. Krótka odprawa, dubeltówka na ramię, sztucer na drugie. Młodszy brat - szczery miłośnik przyrody i łowiectwa - jest ze mną. Prawie dobiegamy na stanowisko, mam numer 14. Jest nas piętnastu, cholera gdzie ta flanka?! Nie ma nikoga na 400 metrów, trudno. Zostawiam bespieczną przestrzeń dla ewentualnego marudera.
Co to? Słysze nagle trzask gałązki. Dosłownie w tym samym momencie słyszę pieska, bardzo daleko jeszcze, o co tu chodzi? Znowu trzask, tym razem bliżej. I słyszę huczenie lochy prowadzacej warchlaki. Acha, to wy, leśne duchy! Chwila spokoju dla nich - dla mnie – adrenalina popchnęła serce do gardła! I już widzę, ciemna, ogromna plama majaczy wśróg krzaków w miocie! Szybko łapię ja w lunetę, ale nie strzelam, pomny tego, że w naszym kole lochy mają całoroczną amnestię. Matka zatrzymuje się na skraju miotu i pilnie obserwuje otoczenie. Wietrzy niespokojnie, czuje chyba mnie, wiatr jest krecący. Nagle - fuuuuuuuuu- juz sadzi łąką, ale gdzie warchlaki?! Już są, sypią się po kolei z miotu - pierwszy, piąty, dwunasty! Dużo ich! Łapię pierwszego w lunetę – strzał - dziczek sadzi dalej - pudło! Łapię drugiego - strzał - chmura pyłu w połowie drogi do niego - pudło! Adrenalina zrobiła swoje, sromotnie pudłuję do dwóch łatwych dzików... Zrezygnowany opuszczam lufę sztucera. Sąsiad obok grzeje z obu luf do drugiej watahy dzików, również bez rezultatu. Mijają minuty. Nagle strzał z lewej! Słyszę wyraźnie uderzenie kuli. Podnoszę broń. Ale teraz już cisza. Chyba czas wracać.

Cóż to miga między krzakami? Słyszę ciężki oddech zwierza, to dzik! Warchlak odbity od watachy teraz sadzi na lewo ode mnie! Już go mam w lunecie! Wtem dzik zdziwiony moim widokiem staje 20 metrów ode mnie i przygląda się w napięciu. Przez chwilę krzyż lunety tańczy między słuchami zwierza i strzał - dzik pada... i wstaje! Wraca do miotu chwiejnym krokiem, po chwili słyszę charczenie i kwik - dzik nie żyje. Potem okazało się, że zerwałem strzał i dziczek stojący na sztycha dostał na mostek. Radość przyćmiła wcześniejsze pudła! Okazuje się, że sąsiad z lewej też strzelił warchlaka. Radość, gratulacje. Następne mioty. Stoję na żwirówce. Nieciekawe stanowisko, wiatr w miot sprawiał, że się rozluźniłem. Cisza, tylko sójka gdzieś się drze. Czemu? Na drugim końcu miotu strzał. ”Pewnie do lisa „- pomyślałem. Znowu cisza. Ale nie na długo. Gdzieś w środku miotu słyszę pieski! Czyżby znowu dziki? Rok temu dokładnie w tym samym miejscu położyłem warchlaka, czyżby znowu? A jakże - już słyszę umykającą watahę! Chwila ciszy i znowu idą, wprost na mnie! Już je widzę, locha, kilka warchlaków, większe od tych z pierwszego miotu! Przeskakują przez żwirówę. Tym razem mierzę z dubeltówki. Pierwszy strzał poza miotem, już bez rezultatu, choć słyszę wyraźnie uderzenie ”kluchy”. Drugi - prosto w brzozę. To już koniec. Wataha uciekła. Łamiąc broń słyszę kwik dzika! A jednak dostał! Idę na zestrzał - farba. Jasna, z kawałkami płuc, dobrze jest! Puszczamy psa, niepotrzebnie. Dzik leży po 80 metrach. Adrenalina znowu huczy w skroniach. Słabnie... Gratulacje, koniec polowania, uścisk rąk...

Wracamy do domu... To było dobre polowanie. To był dobry dzień. W oddali Ełk. I znowu mgła.....





Brak komentarzy do tego opowiadania

Szukaj   |   Ochrona prywatności   |   Webmaster
P&H Limited Sp. z o.o.