strona główna forum dyskusyjne


























Galerie ostatnio dodane



byk 2011
Byk strzelony podczas rykowiskaMoje Rogacze sezonu 2011/12
W sezonie 2011/12 pozyskałem siedem Rogaczy: pięć myłkusów, starego widłaka i jeszcze starszego szydlarza!
Wszystkie kozły do oglądnięcia w innej galerii. Darz Bór!

Lotem błyskawicy nadszedł sezon 2011/12 który okazał się najbardziej obfitym w myłkusy.
Tradycyjnie już wiosną w łowisku wypatrywałem ciekawych, selekcyjnych rogaczy.
Podczas jednej z zasiadek na oziminie jakieś dwieście metrów od zwyżki spostrzegłem zalegającego kozła którego parostki na tle nieba od razu wzbudzały zainteresowanie ale ze względu na odległość nie dały się jednoznacznie ocenić. Z pomocą przyszedł mi jakiś przygodny sportowiec, trekingowiec który ruszył rogacza wprost pod moje stanowisko obserwacyjne. Oczy przecierałem ze zdziwienia jak zobaczyłem go z dostatecznej odległości, jednego czego żałowałem to tego, że nie miałem  aparatu. Szczęśliwy na myśl o nadchodzącym sezonie, patrzyłem co będzie działo się dalej.
Kozioł spłoszony wszedł do zagajnika po mojej lewej ręce ale po kilku sekundach wyskoczył jak oparzony-pomyślałem że jakiś mocniejszy konkurent dał mu do zrozumienia że wchodzi na jego teren. Odszedł spokojnie a za parę minut z lasku, kilka metrów od drabiny wyszedł rogacz, którego oceniłem na co najmniej sześć lat, jego daszkowate róże dawały przekonanie że konkurent miał podstawy do obaw. Po dłuższej obserwacji zauważam że prawy parostek w formie widłaka jest jakoś niesymetrycznie wygięty względem drugiego, w formie szóstaka- czyżby drugi myłkus tego popołudnia- po kilku sekundach jestem już pewien swojej oceny.
Do rozpoczęcia sezonu już niespełna miesiąc a ja mam już dwa myłkusy rozpoznane i to w takich okolicznościach i w okolicy jednej zwyżki. Pełen optymizmu jadę do domu.
       Nadchodzi upragniony jedenasty maj, pora ruszać w teren. Decyduje, że moje rozpoznane kozły będę próbował podchodzić na uprawie gdzie je widziałem w kwietniu.
Drugiego dnia sezonu jest mi dane pozyskać tego „mniej ciekawego”, starszego rogacza. W czasie patroszenia na jego tylnej, lewej cewce zauważyłem zgrubienie tuż nad raciczką, spowodowane nastąpieniem na gumowy okrągły pierścień, powodowało to że kozioł nie stawał na tą cewkę i raciczki były przerośnięte, gdyż ich nie ścierał, ale nie dało się tego zauważyć przy naszym pierwszym spotkaniu.
Szczęśliwy z sukcesu, ruszyłem w kolejnych dniach na spotkanie z tym „ciekawszym „ ale kozioł zapadł się pod ziemię.
Nie dawałem za wygraną, trzydziestego maja idąc przez łowisko, tuż po przejściu burzy, za polem z dość wysokim zbożem zauważam kozła z niezbyt pokaźnym trofeum, bliższe przyjrzenie się parostkom przez szkła mojej Delty pozwalają mi stwierdzić że jest to bez wątpienia myłkus , którego wcześniej nie widziałem u siebie na terenie.
Tego dnia nie udało się go podejść na strzał gdyż sprytnie uchodził horyzontem jakby wiedział, że potrzebuję kulochwytu. Po dwóch dniach nieudanych zasiadek w rejonie naszego pierwszego spotkania, uparcie jeździłem w łowisko i trzeciego wieczoru udając się już do samochodu, wychodząc na wzniesienie na polu obsadzonym kapustą w odległości niespełna czterdziestu metrów zauważyłem żerującą sztukę. Przykucnąłem i z lornetką przy oczach czekałem aż sarna podniesie łeb-po chwili już wiem że to bez wątpienia kozioł który bawił się ze mną w chowanego przez ostatnie dwa dni, decyzja jest jedna odległość niezbyt wymagająca, strzał i drugi rogacz sezonu spisuje testament-drugi myłkus na rozkładzie.
Nie pozostało mi nic innego jak cierpliwie w kolejnych wyjściach czekać na tego „ciekawszego”.
 Mija miesiąc, jest już lipiec a dokładnie siódmy dzień tego pięknego letniego miesiąca, tuż po zebraniu Członków Koła udaję się w teren. Wpis do książki i po piętnastu minutach już siedzę na zwyżce na skraju zagajnika zwanego „Brzeziną”.
Mija godzina zasiadki, czas mija niezauważalnie w międzyczasie uświadamiam sobie że data tego dnia nie jest zupełnie obojętna gdyż przed czterema laty zawarłem związek małżeński z wciąż kochającą i wyrozumiałą Anią. Wtem moje wspomnienia przerywa ruch w łanie dojrzewającego zboża- jest rogacz.
Po chwilowej obserwacji i ocenie- dość wysoki widłak, wiek około pięciu lat-bez wątpienia selekt, decyzja może być jedna.
Mimo niezbyt dogodnych warunków, zboże wyrośnięte, kozłowi widać łeb i tylko trochę karku, ale odległość niezbyt imponująca także przyspiesznik naciągnięty...
Piękny strzał daje mi wiele radości i z dobrym humorem wracam do domu zaglądając jeszcze do  kwiaciarni w wiadomym celu.
Dokładnie dwudziestego tego samego miesiąca na dokładnie tej samej zwyżce pozyskuję kolejnego, czwartego rogacza sezonu, trzeciego myłkusa wyjątkowej urody. Kozła tego wcześniej nie spotkałem, pojawił się tak niespodziewanie że strzelałem go na dwadzieścia metrów, do oceny parostków nie była nawet potrzebna lornetka. Radość ogromna, oddaję hołd ubitemu zwierzęciu robię pamiątkową fotografię i zastanawiam się czy uda mi się jeszcze spotkać tego za którym cały czas chodzę...
Na odpowiedź na to nurtujące mnie pytanie nie muszę długo czekać, bo zaledwie tydzień. Ruja w pełni, zasiadam już w innym rejonie i po kilku chwilach moim oczom ukazuje się grzejąca się koza i nie odpuszczający jej amant-ale jaki, to ten za którym chodzę trzeci miesiąc.
Sarny są tak zajęte amorami że się nawet nie zatrzymują, po chwili znikają za wzniesieniem. Szczęście jednak nadal mi dopisuje, gdyż jadący ciągnik rolniczy najprawdopodobniej rozdziela parę i na odległość dogodną do oddania strzału przybiega przestraszony sam kozioł, zatrzymuje się aby spojrzeć gdzie zgubił swoją miłość i ten czas wystarcza na ulokowanie krzyża lunety na komorze. Świeca jaką zrobił dała mi przeświadczenie o efekcie strzału, musiałem chwilę odetchnąć i z wypiekami na twarzy poszedłem w kierunku mojej zdobyczy.
Po strzeleniu tego kozła byłem już przekonany że  sezon niewątpliwie się dla mnie zakończył, powoli zacząłem go podsumowywać i analizować. Jak się później okazało Święty Hubert miał inne plany wobec mnie. Ze względu na niezrealizowany jeszcze plan pozyskania rogaczy we wrześniu ruszyłem na poszukiwanie kolejnego selekta. 
W jednym z zakątków łowiska wiedziałem o starym rogaczu, był bardzo ostrożny i spotkania z nim były zwykle przypadkowe i w okolicznościach nie związanych z polowaniem.
Aż nadszedł szesnasty dzień września kiedy wybrałem się na polowanie.
 Dojeżdżając na miejsce spostrzegłem dwie sztuki saren, spłoszonych przez rolnika. Biegły w kierunku długiego ale wąskiego zagajnika.
Pewnym, zdecydowanym krokiem udałem się na drugą stronę zadrzewień i czekam na rozwój sytuacji. Po jakiś piętnastu minutach z lasku wyszła pierwsza sztuka od razu widzę że rogacz, po chwilowej obserwacji jestem pewien, że jest to stary szydlarz zmieniający już suknię na  zimową. Odległość znaczna około 180 metrów na dodatek rogacz stoi na sztych, czas nagli powoli zapada zmrok a rogacz ani drgnie. Zaniepokojony ujadaniem psa w  niedalekim gospodarstwie, oczy i nie myśli się ruszyć. Postanawiam się położyć i przy pomocy lornetki jako podpórki, czekać aż kozioł pokaże komorę. Czas jakby stanął, szarówka coraz większa a cap jak wyprawiony ani drgnie, aż nagle odwrócił się i w ostatniej chwili umożliwił oddanie strzału. Padł w ogniu. Zbieram się pospiesznie, żeby z bliska zobaczyć tego seniora.
Idąc do niego uprawionym polem liczę kroki- doliczyłem się ich aż sto dziewięćdziesiąt. Bez wątpliwości jest to mój najdalej strzelony kozioł a zarazem najstarszy i pierwszy szydlarz. 
          Kolega Łowczy licząc na moje szczęście wypisuje odstrzał na kolejną sztukę, siódmą tego sezonu. Już nie liczę że spotkam coś wyjątkowego, nawet nie proszę o to naszego Patrona gdyż już wystarczająco mnie docenił.
Cztery dni po strzeleniu szydlarza, rano wracając z łowiska gdzie zaopatrzyłem posypy dla bażantów, jadąc samochodem w samym środku pól z dala od zabudowań dostrzegłem kota domowego niosącego coś w pysku. Przez lornetkę dostrzegłem, że  nie jest to bynajmniej pokaźnych rozmiarów szczur ani chomik polny tylko maleńki kilku godzinny zajączek. Nie jestem zwolennikiem strzelania do zwierząt domowych, ale ten widok tak mnie rozgoryczył, że chciałem od razu wykonać wyrok na kłusowniku.
Stało się inaczej, kocurowi udało się dojść do pobliskiej uprawy kukurydzy i zniknąć. Byłem tak wściekły, że postanowiłem popołudniu sprawdzić czy był to jednorazowy wybryk „sierściucha”, czy może zwyczajnie jest to jego rewir i znowu go spotkam w tym odludnym rejonie. Siedząc w pobliżu kilku arowego pola obsianego prawie dojrzałą kukurydzą, czekałem na pojawienie się szkodnika. Gdy słońce już zaszło a pola ogarniał mrok zza uprawy wyszedł rogacz-lornetka do oczu i ... na mojej twarzy uśmiech. Bez wątpienia myłkus, nie przyglądając się mu już dłużej strzelam, nie myśląc już o wydarzeniu z rana.
Podchodząc do rogacza przygotowuję aparat do zrobienia zdjęcia, ale gdzie jest moja zdobycz, w miejscu gdzie powinien leżeć niema nic oprócz paru kropel farby. 
W głowie kotłują się już myśli co było nie tak, widziałem wyraźnie jak rogacz zaległ. Chowam aparat i czym prędzej przechodzę do działań, sprawdzam zestrzał i kierunek w którym odszedł rogacz, ślady prowadzą do kukurydzy. Podchodząc do ściany uprawy już widzę zalegającą brązową sylwetkę sarny, podchodzę bliżej i klękam z wrażenia. Moim oczom ukazuje się trofeum o jakim nie śmiałem marzyć, jakiego w najpiękniejszych snach bym nie stworzył. Forma parostków robi na mnie takie wrażenie, że nie potrafię opanować emocji i zrobić zdjęcia. 
Jest dwudziesty wrzesień pozyskuję siódmego rogacza, do końca sezonu jeszcze dwanaście dni do wykonania jeszcze trzy kozły ale ja już nie mam zamiaru jechać do Łowczego po odstrzał, zwyczajnie nie chcę „psuć” tego cudownego finału.
         Nie mam najmniejszego pojęcia skąd taka ilość myłkusów w tym sezonie zagościła na moim terenie, oprócz pierwszego kozła którego nietypowa forma poroża była spowodowana niewątpliwie kontuzją odniesioną poprzez ten kawałek gumowego krążka.
Przypuszczać tylko mogę, że poprzez znaczną urbanizację terenu, dużą sieć dróg i znaczny ruch na nich oraz duże zagęszczenie sarny zdarzają się takie ciekawe przypadki.
Zwolniony teren od razu jest zajmowany przez kolejnego kozła zwykle słabszego, migrującego. 
Są to tylko moje przypuszczenia i nie będę miał nic przeciwko jeżeli w kolejnych sezonach nadal dane będzie mi pozyskiwać takie perełki. 

Darz Bór! 
Z utęsknieniem czekam na kolejny „koziołkowy sezon”.    
   
sezon 2011-2012
Polowania
Puchar BakPol 2011
Kilka fotek z tegorocznej edycji zawodów o puchar Bak Pol. Rozegrane w sierpniu na kameralnej strzelnicy Blok Dobryszyce k/Radomska. Hojny sponsor, miła atmosfera i grono dobrych znajomych. Do zobaczenia za rok.
07-10-11 17:09
autor: pronar1221
07-10-11 13:09
autor: krzysiek77
07-10-11 10:55
autor: kemor21
07-10-11 09:21
autor: thomek
06-10-11 22:32
autor: lukassus
Drapieżniki
Rogacze 2011
Rogacze sezonu 2011.Odsłonięcie pomnika WŁodzimierza Korsaka
W dniu 23.09.2011 w Gorzowie Wlkp. odbyła sie uroczystość odsłonięcia pomnika Włodzimierza Korsaka. W uroczystościach wziął udział poczet sztandarowy mojego koła tj. "Knieja" Ośno Lubuskie grzybki:))
"NADWISLANSKIE" kolo lowiecki
W dniu 2.10.2011r zostałem zaproszony przez kolegów  Roberta i Pawła do NADWISLANSKIEGO kola łowieckiego  w Szczucinie. Otwarcie sezonu na bażanty , Pogoda  dopisała a atmosfera na polowaniu zostanie na długo  w mojej pamięci .
06-10-11 22:07
autor: Piełka
06-10-11 13:58
autor: thomek
06-10-11 13:14
autor: wosiu
05-10-11 21:26
autor: słonka4
05-10-11 20:44
autor: guszec
Rykowiska czar
25-27.09.2011
W niedzielny, wrześniowy poranek lub raczej pod koniec nocy, wyjeżdżam z Marcinem polować na byka. Jako miejsce dzisiejszych łowów wybieram góry, u podnóża których rozciągają się dwie łąki. W zeszłym sezonie, podobno odzywały się tam byki, więc pełen nadziei, w towarzystwie przyjaciela, wyruszam po przygodę. W łowisku jesteśmy coś przed 5-tą. Będąc jeszcze przy aucie wita nas ryk jelenia, dobiegający gdzieś z kniei. W egipskich ciemnościach, małymi kroczkami, idziemy leśnym duktem w kierunku ambony. 10 minut później jesteśmy na miejscu. Siedzimy w ciszy czekając na dalszy bieg wydarzeń. W pewnej chwili odzywa się on, mój przeciwnik, moje wyzwanie. Ryczy w dole, gdzieś na łące. 
-Głos to ma konkretny – oznajmia Marcin.
-Ja się nie znam, to moje pierwsze rykowisko – odpowiadam.
Czekając aż zacznie świtać, kreślimy dalszy plan działania. O 5.50 schodzimy z ambony. Chwilę później jesteśmy na skraju zamglonej łąki.
-W połowie łąki stoi ambona, do której można dojść zarośniętą dróżką – tłumaczę kompanowi.
-Nie ma na co czekać, idziemy - ponagla przyjaciel.
Kilka minut później siedzimy na ambonie. Byk podgrzewa i tak gorącą atmosferę. Ryczy na wysokim lesie jakieś 200-300m przed nami. Marcin, na kloszu od lampy naftowej, daje mu kontrę. Szybko nawiązują dialog, a ja siedzę z boku jak Sierotka Marysia i nie dowierzam w to, co się w koło dzieje. Teraz rozumiem, teraz czuję rykowiska czar… Spoglądam w prawo, przy rowie z trzcinami coś się rusza. W szkłach lornetki dostrzegam sylwetkę jelenia.
-Marcin, idzie coś z prawej – informuję podekscytowany.
-Łania albo chłyst. To nas nie interesuje – tłumaczy towarzysz dzisiejszych zmagań.
Obserwuję zwierzaka, który wciąż ciągnie w naszym kierunku. Jest już blisko, przyszedł na 50m. Nie mogę się powstrzymać, łapię go w krzyżu lunety. Ósmaczek w drugim lub trzecim porożu stoi na blat, jakby wiedział, że nic mu dziś nie grozi.
-Szkoda kuli- podpowiada siedzący z boku kamrat.
-Wiem, ale nie mogłem sobie odmówić tego widoku – odpowiadam z uśmiechem.
Odkładam broń wypatrując mojego byka. Las jest pełen emocji, napięcie da się wyczuć w otoczeniu. Pozornie jest cicho, a jednak tyle się dzieje. Byk co jakiś czas przypomina o swoim królowaniu. Ryk króla tutejszych lasów przeplata się z dźwiękami „wabika” mojego wabiarza. 
-Nie przyjdzie, ma łanie, których nie zostawi – oznajmia Marcin.
-Nie chciała przyjść góra do Mahometa więc poszedł Mahomet do góry – proponuję z uśmiechem.
Schodzimy z ambony, w ukryciu idziemy na kraniec łąki, mijamy rów dzielący łan zieleni na 2 części. Wchodzimy w krzaki i czekamy. Szykuję plac do strzału, a Marcin przekomarza się z bykiem. Wyraźnie ruszył w naszym kierunku. Wszystko przygotowane, broń, lornetka, plan w głowie. Byk dochodzi na skraj lasu, staje w krzakach tuż za starą amboną. Marcin łamie gałęzie, byk w rewanżu okłada wieńcem pobliskie krzaczyska. Las dudni, gałęzie trzeszczą, ale byk na otwarte wyjść nie zamierza. Zaczyna odchodzić, ciągnie za łaniami. Serce wali jak szalone. Cholera, opanuj się, uspokajam sam siebie.
-Nie znam terenu, nie wiem gdzie pójdzie – oznajmia niepocieszony przyjaciel.
-Są dwie opcje. Albo pójdzie na młodniki z prawej strony, albo w daglezje przy jeziorze. Tak czy siak będzie musiał pokonać szerokość leśnego duktu. Może się uda go zobaczyć. Idziemy – mówię, wyrywając się do przodu.
Kilka minut później jesteśmy na wysokim lesie. Z nogi na nogę, w pełnym napięciu pokonujemy kolejne metry. Byk odzywa się skromnie w gęstym młodniku. Jeden, drugi, trzeci krok i przyczajka, i tak do czasu, aż nie jesteśmy w połowie długości zagajnika. Stoimy, czekamy, nasłuchujemy. Głęboka cisza… Nagle wszystko się zmienia -  donośny ryk byka, stojącego 15-20m przed nami, wypełnia każdy zakątek tutejszej kniei. Na ten dźwięk stają mi wszystkie włosy, nawet te, których już nie mam. Przez kilka sekund widać ciemny, mocno już ścięty zad naszego przeciwnika. Znika w gęstwinie, podąża w lewo. Kilka chwil później pęka gałązka z prawej strony. Prawdopodobnie łanie idą w przeciwną stronę. Kilka minut wyczekiwania i nic, cisza jak makiem zasiał. Cała ekipa rozpływa się w powietrzu. Wracamy do auta komentując minione 2,5 godziny.
- Tutaj jest jego rewir, przypilnuj go i zobacz, co nosi na głowie – zachęca Marcin.
- Dzisiejszy wieczór odpada, ale załatwię 3 dni urlopu więc jutro z rana możemy tu zawitać – planuję przyszłość.
Wracamy do domu po pełnym wrażeń polowaniu. Ciekawość i rozbudzona wyobraźnia – to wszystko, co mamy…

W poniedziałkowy poranek, tak jak poprzedniego dnia, przed 5-tą jesteśmy w lesie. I tak jak wczoraj, będąc jeszcze przy aucie słuchamy, jak mój byk zakłóca ciszę. Dziś mamy inny plan. Od razu kierujemy się na ambonę, która stoi na środku łąki. Do 5.45 słuchamy porykiwań byka, który przed świtem milknie i niczym duch, uchodzi bezszelestnie. Pozostał jedynie ciepły trop, który za wiele nie mówi, tylko wzmaga ciekawość.
Jadę wieczorem w to samo miejsce. O 18-ej zasiadam na ambonie. Już po kwadransie, wychodzi kozioł, następnie koza z koźlakiem. Chwilę po nich byk daniela, taki tam łyżkarz, spaceruje po łące w odległości 60-70m. Cieszę oko, ale w myślach szukam czegoś innego. Kilka minut po 19-ej pojawia się łania z cielakiem. Defiladowym krokiem przechodzi przed amboną dając złudne nadzieje, że byk, stary cwaniak, będzie podążał jej tropem. Za szarówki sznuruje rudzielec, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, aby się złożyć do strzału. Siedzę do 20-ej, byka brak. Wracając do domu chwytam za komórkę dzwoniąc do Marcina.
- Jestem załamany. Obawiam się, że poszedł w długą. Była łania, a on nawet nie ryczał – wylewam swe żale.
- Sprawdzimy rano, spotkamy go jeszcze – podtrzymuje na duchu przyjaciel.

Szybko mija noc. O 4.30 jesteśmy gotowi, ruszamy na łowy. Ja bez emocji, bez wiary, choć nigdy wątpić nie należy. Po drodze planujemy nową taktykę. Dziś zasiądziemy na ambonie na wysokim lesie, aby nasz „wojownik” był przed nami, licząc, że na zejściu go spotkamy. Dwadzieścia minut później wysiadamy z auta. Cisza, że aż w uszach piszczy. Czekamy kilka minut - nic, po prostu nic. Powoli zmierzamy na ambonę. W połowie drogi, z doskonale znanego skrawka łąki dobiega dobrze znane mi ryczenie.
- Św. Hubercie! Wybacz, wybacz, że wątpiłem – cieszę się jak dzieciak.
Zasiadamy na ambonie. Marcin odpowiada na każdy ryk byka, aby przytrzymać go możliwie długo na otwartym. Gadają tak ze sobą, a ja, nowo narodzony łowca, czekam na świt.
- Ten byk nie jedno przeżył rykowisko. Już mnie irytuje. Musimy go dziś podejść – planuje Marcin.
- Mi tego dwa razy tłumaczyć nie musisz – wypowiadam z nadzieją.
- Jest 5.45, jak się jeszcze raz odezwie zaczynamy podchód, zanim zniknie tak jak wczoraj – snuje plany mój wabiarz.
Czekamy kilka minut, a tu cisza. Marcin wabi raz i nic. Po kilku minutach ponawia wab i znowu nic. Dzięki Bogu, po trzecim wabieniu byk ujawnia swoją obecność, ale jest już dalej niż był dotychczas. Nie ma czasu, zwierz odchodzi w dal. Schodzimy z ambony, przecinamy kawałek łąki, pokonujemy rów i czeszemy przedpole w szkłach lornetek. Nic, pustka. Idziemy dalej znajdując gorący trop, dokładnie w tym samym miejscu, co poprzednim razem. 
- Poszedł na górkę, idziemy pod drzewo nieopodal lasu, gdzie stoi ambona z wieczornej zasiadki – ponaglam Marcina.
Kilka minut podchodu i jesteśmy na miejscu. Marcin wabi, byk reaguje na naszą zaczepkę. 
- Jest w lesie za amboną , będzie przecinał łąkę – przewiduje kompan.
Idziemy za nim, wzdłuż łąki, za amboną, przez las, dochodząc na drugi koniec zielonego łanu. W szkłach lornetki widzimy naszego przeciwnika. Jest piękny, wręcz bajeczny. Stoi przy wzniesieniu, patrzy w naszym kierunku, rycząc w delikatnej mgle. Za daleko na strzał.
- Musimy podejść bliżej – gorączkuję się jak młody.
- Dobra, idziemy przez łąkę, ale tak, aby rosnące tam drzewa nas zasłoniły. Będę porykiwał, nie powinien zwiać – ustala Marcin.
Idziemy szybkim krokiem, dochodząc do drzew, które mają być świadkami mojego sukcesu. Byk stoi jak wryty, widzę go gołym okiem. Jest tak blisko… Szykuję podpórkę, szukam go w lunecie. Nie ma, nie ma go!!! 
- Zobaczył nas lub ruszył za łaniami. Dziś już d.u.p.a, może jutro… - spadają na mnie ciężkie słowa przyjaciela.
- Nie, nie, nie!!! Tak blisko, a zarazem tak daleko! W końcu go widzieliśmy, był tak piękny, że aż mało realny – zaczynam pogaduchę z przyjacielem.
Wracamy do samochodu. Idąc przez łąkę natrafiamy na liczne tropy tego zwierzaka. Wchodzimy na wysoki las. Jesteśmy już prawie na miejscu, do auta góra 50m.
- Słyszałeś? Odezwał się na łąkach – mówię do Marcina.
- Żartujesz? Nic nie słyszałem – odpowiada przyjaciel.
- Mówię Ci, na 100%. Chyba, że jestem tak zmęczony, że już słyszę to co chcę usłyszeć – ciągnę dialog.
- Jak chcesz, mogę spróbować po raz ostatni – powiedział Marcin wyciągając klosz.
Marcin ryczy delikatnie, a byk, niczym echo, odzywa się w głębi lasu, gdzieś na skraju łąki. Bez słów odwracamy się na pięcie i idziemy, skąd właśnie wracamy. Po drodze mijamy zarośniętą, biegnącą w głąb kniei, drogę.
- Dokąd idzie ta droga? – pyta Marcin.
- Na środek „koszczatej”, tej podmokłej łąki przy młodniku, przy którym staliśmy pierwszego dnia – tłumaczę w pośpiechu.
Po szybkich ustaleniach podchodzimy ową dróżką zbliżając się do byka. Po kilku minutach skradania znajdujemy się przy dołku, z tyłu którego, wśród gęstych krzaczorów, rosną  strzeliste sosny. Czaimy się, wypatrujemy byka, który słysząc nasze kroki i pękające gałązki, stał się bardziej aktywny.
- Jest, stoi przy krzakach. Pójdzie w naszym kierunku, uważaj – szepcze Marcin.
W lunecie sprawdzam przedpole. Prawo, lewo, lewo, prawo. Ok., będzie dobrze, byle tylko się pokazał. Czekam w napięciu, ale byka nie widzę. 
- Odbił na łąkę, pójdzie skrajem. Szybko, musimy dojść na skraj lasu – ponagla towarzysz przygody.
Zmieniamy pozycję o jakieś 20m. Znajdujemy prześwit pomiędzy drzewami, około metra czystego pola. Rozkładam podpórkę, szykuję się do strzału.
- Cholera, za dużo zwisających gałęzi, nie strzelę – denerwuję się z „leksza”.
- Strzelaj z kolana – podpowiada Marcin.
Przyklękam, kładę broń na nogę podpórki. Warunki strzeleckie są tu dużo lepsze. Przykładam lunetę do oka, aby po kilku sekundach zobaczyć go, jak powoli, niczym statek wpływający do portu, wchodzi w krzyż lunety. Tak, to on – mój byk, tak to ono – moje marzenie. Wyczekiwanie minionych lat, trud ostatnich dni, nadzieja i zwątpienie oraz wiele innych uczuć skupiają się teraz w jednym, małym, czerwonym punkcie.   Huk wystrzału, szarpnięte ramię, świst kuli, byk który znika z widoku i 3 łanie, które migają w lunecie. Wszystko jak w filmie z funkcją przewijania na podglądzie. 
- Trafiłeś? Widziałeś go dobrze? – zasypuje pytaniami Marcin.
- Widziałem go wyraźnie, krzyż nawet nie drgnął. Jeśli nie trafiłem w jakąś mało widoczną gałązkę, to powinien leżeć – odpowiadam drżącym głosem.
W pewnej chwili słychać trzykrotne, głuche bicie o ziemię.
- Leży, pisze testament – zapewnia Marcin.
Wychodzimy na skraj lasu i łąki. Zostawiam podpórkę i szukam zestrzału. Chodzimy, szukamy i nic. Wracam na miejsce strzału, powoli odtwarzam wydarzenia. Strzelałem bardziej w lewo, przy wysokich trawach. Idziemy we wskazane miejsce. W powietrzu czuć zapach piżma, ale farby, ścinki brak. Szukam przy rowie z wodą, nic nie znajdując. Bez psów się chyba nie obędzie. Szukamy dalej. Postanawiamy poszukać po drugiej stronie rowu, który trzeba obejść w koło. Marcin idzie przodem, a ja, z nadzieją rozglądam się po łące.
- Jest! Leży – informuje mnie przyjaciel, stając przy drugiej kępie wysokich traw.
Podchodzę do pierwszego w życiu byka. Uśmiech mam chyba dookoła głowy. Złom, serdeczne gratulacje, ostatni kęs i chwila refleksji. Głaszcząc pysk pięknego zwierza, podnoszę głowę, rozglądając się po otoczeniu. Wysoka, subtelna mgła, szeroko uśmiechnięte, wyspane słońce, młodnik skąpany poranną rosą i on, mój byk. Ileż to razy marzyłem o tym miejscu, o tej scenerii i  królu naszych lasów… Kilka głębokich wdechów i radość, radość, radość(!) w towarzystwie przyjaciela, któremu tyle zawdzięczam.

Jeszcze dziś, gdy staram się opisać małymi słowami te ogromne, radosne chwile, uchwycić nieuchwytny chwili czar, gęba szeroko mi się śmieje, a serce kołacze szybciej niż zwykle. I Tobie, drogi czytelniku, z głębi serca, takich chwil w życiu życzę.
Darz Bór!
Adrian(ooo)
Czarny zwierz
Polowanie
Młody zaczyna przygode z łowiectwem
Młody zaczyna przygode z łowiectwem i związane z tym obowiązki-przyjemnośćPuchar Zamknięcia Śród Strzelckich Opole
...w piękną ,pogodną niedzielę 02.10.2011r. na Strzelnicy Opole -Grudzice  odbyły sie ostatnie zawody  z cyklu śród strzeleckich .Frekwencji nie było, bo zjechało 19  zawodników ale nie miało to wiekszego znaczenia bo bój był zaciety...oprócz pogody organizatorzy Antoni Satuła i Piotr Karaś oprócz pogody przygotowali nam na wejście  sniadanko a na koniec smaczny bigosik, herbatke, kawę ...wszystkiego pod dostatkiem....zawody zakończył" poker" na kręgu-7 dubletów... ...poniżej trochę   fotografii...
05-10-11 17:56
autor: Adrianooo
04-10-11 23:03
autor: Piełka
04-10-11 10:54
autor: STRASER
04-10-11 00:21
autor: jarogol
03-10-11 10:11
autor: ARGO-3006
Pokoj mysliwski i lowisko Dobbrikow 
A tak wyglada pokoj kolegi  z 30 letnim stazem u ktorego poluje 
Trofea pozyskane w tym byk daniela wyceniony na srebny medal
Obwod nr1 Dobbrikow

Moje  pierwsze lowisko  Dobbrikow w Brandenburgi . 
Lowisko 280 h w tym 240 h laki w tym rzeka ,jezioro
40 h lasu ,  i remizy . 
Obwod nr 2 Rieben
Lowisko 320 h w tym 100h las,30 pola  reszta laki 

Zwierzyna wystepujaca w lowisku 
Daniel .sarna .dzik, 
drobna -zajac 
ptactwo -bazant ,kuropatwa .kaczka ,Lyska, Gesi .
 wszystkie drapiezniki w tym wilkiKozły minionego sezonu 2011
bażanty oraz koziołki
Pierwsze polowanie na bażanty w sezonie 2011 oraz moje koziołki.INTRODUKCJE BAŻANTA 23 09 2011
Wsiedlanie kuropatw przy którym uczestniczyły dzieci ze szkoły w Platerowie z opiekunem Jak również Wójt Gminy Platerów Nowy nabytek
02-10-11 23:35
autor: hubertus 7
02-10-11 21:36
autor: Piełka
02-10-11 21:26
autor: Piotr3
02-10-11 20:07
autor: Flinston
02-10-11 20:02
autor: zając1
Rykowisko 2011
Byk dziesiątak upolowany przez mojego kolegę - Edka. Strzał czysto komorowy, nie dał farby, odnaleziony przez moją sześciomiesięczna sunie Lenę.dzik
sezon 11/12
Myłkus
Jest godz. 18,30 na skraj lasu wychodzi piękny myłkus, duża uprawa pod B. Górą.byk  i dzik tatki
29.09.2011 o godz. 6.30 tatko pozyskał jelenia byka a dzik padł 11.10.2011 o 18.30
02-10-11 17:50
autor: marek17450
02-10-11 10:19
autor: Basior266
01-10-11 12:52
autor: TomekM
30-09-11 17:16
autor: Arton
29-09-11 21:56
autor: remol 308
Warsztaty w Trześni 2011
Roguś
Polowanie 2011/2012
Mój pierwszy byk
27-09-2011 około 18tej. 4-letni byk, tusza 99kg, regularny ósmakMoje łajki
29-09-11 21:16
autor: milysliwy20
29-09-11 21:05
autor: radziu018
29-09-11 16:05
autor: Krzysztof_K
29-09-11 11:15
autor: Odyniec_115kg
29-09-11 09:44
autor: Zagończyk

Wróć do wyboru galerii <<poprzednie     następne>>

Szukaj   |   Ochrona prywatności   |   Webmaster
P&H Limited Sp. z o.o.