RPA 2007

27.04.-7.05.2007r - Wyprawa Krzyśka C. do RPA.
Miejsce polowania - prowincja Eastern Cape w Republice Południowej Afryki.
Grupę tworzyło 5 myśliwych i 2 osoby towarzyszące.
Pod miniaturkami Krzysiek dzieli się wrażeniami z wyprawy.



Relacja Krzyśka: 
To już moja piąta wyprawa do Afryki, tym razem do prowincji Eastern Cape w RPA. Właściwie to nie chciałem jechać, ale namówiony przez swojego wypróbowanego towarzysza wędrówek łowieckich Rynia, uległem. Zrobiłem to tym łatwiej, że mam jeszcze parę antylop, które chciałbym zaliczyć a i wyprawa na rekiny zapowiadała się bardzo ciekawie.
Polowaliśmy na blisko 300 000 ha terenów, dość zróżnicowanych pod względem ukształtowania lecz podobnych jeżeli idzie o szatę roślinną. Specyfika tej prowincji to wieczna, wszechogarniająca zieleń bez względu na porę roku.
Przylądkowy charakter prowincji powoduje stosunkowo duże nagromadzenie wilgoci w powietrzu, a spragniona, palona słońcem roślinność tylko na to czeka. Tereny są w związku z tym bardzo bogate w różnorodną zwierzynę.
Niestety, początek zimy okazał się wyjątkowo skwarny, co przy pełni księżyca powodowało, że zwierzyna zamiast - jak to ma w zwyczaju - żerować w dzień i odpoczywać w nocy, żerowała w nocy i schowana przed słońcem w cieniu krzaków, odpoczywała w dzień. Polowanie stało się, więc, nie lada wyzwaniem. Nie tylko ze względu na temperatury, ale i wielogodzinne podchody w gęstym buszu. Dawało to jednak smak prawdziwej afrykańskiej przygody.
Z połowu rekinów niestety nic nie wyszło, gdyż 5-7 metrowa fala na oceanie nie pozostawiała złudzeń co do tego, gdzie jest nasze miejsce. 
Właściciele farmy, która była bazą polowania zapamiętają naszą grupę nie tylko ze względu na fantastyczną atmosferę, która panowała przez cały czas pobytu ale i ilość alkoholu, która - w związku ze zdobywanymi trofeami - konsumowana była całymi wieczorami. Pochłonięte zapasy, Kobus (właściciel) określił jako 2 letnią normę na tej farmie. Bardzo smutno było się gospodarzom z nami żegnać także dlatego, że nasza grupa - wg słów gospodarzy - okazała się wyjątkowa jeszcze pod jednym względem: wszyscy zdobywcy trofeów odbierali od wszystkich pozostałych szczere gratulacje, bez cienia zazdrości. Życzliwość i sympatia okazywane sobie wzajemnie ujęły gospodarzy, przyzwyczajonych do zupełnie innych standardów zachowań.
Podkreślić również wypada, że myśliwy zawodowy (właściciel farmy) znał swój fach jak mało kto i mogę potwierdzić, że był to najlepszy PH z jakim do tej pory polowałem.