Wyprawa na głuszce, cietrzewie i słonki

22-27 kwietnia 2014 - Białoruś, Tofeli, rejon Rossoński. 
Uczestnicy wyprawy: Tomasz K., Wojciech i Marek K. (ojciec i syn), Mariusz W. oraz ja jako organizator. 
Trofea: Mariusz strzelił 2 głuszce, cietrzewia i słonkę, Tomek głuszca i 2 słonki, Marek słonkę i kaczora, a Wojtek słonkę (na głuszce i cietrzewie nie polował, bo strzelił je na swoim poprzednim wyjeździe wyprawa 2012r.). 
Każdy przeżył dobre toki głuszców oraz cietrzewi (choć nie codziennie) i każdy widział ich po kilkanaście. Np. pierwszego ranka ojciec z synem (chodzili wtedy razem) widzieli 15 głuszców, kolejny kolega 7, a następny 3... i ten właśnie strzelił...
Wieczorami chodziliśmy na słonki. Raz widzieliśmy ich 12 na jednym stanowisku. Na ciągach widywaliśmy też łosie. Najpierw klępę na jakieś 150 metrów, a na drugi dzień w tym samym miejscu młodego byczka. Wtedy też około 300 metrów od nas tokował pojedynczy cietrzew. Dwa dni później w tymże miejscu słyszeliśmy jak 40 metrów od nas zapada głuszec. Narobił niemało hałasu, po czym zakrektał kilka razy. Stojący z nami Wołodia słyszał go już tam nie raz. Niestety podejść się tam nie da z uwagi na bagno i wielką gęstwinę. 
Ten wyjazd stał pod znakiem zmarnowanych okazji. O ile kilkanaście pudeł do słonek łatwiej wytłumaczyć, bo to ptak szybki i malutki, to tyleż pudeł do kogutów obydwu gatunków nieczęsto się zdarza. Powtórzę tu jednak coś, co napisałem przy podobnej okazji 3 lata temu. Otóż urok i czar polowania polega również i na tym, że często bywamy przez zwierza przechytrzani. Niepowodzenia są nieodłącznym elementem sukcesu. Wzmacniają przeżycia i pobudzają nadzieję. Nadzieję, że następnym razem, że jutro, że za rok... 
Na koniec wspomnę o czterech strzałach dwóch kolegów, każdy do "swojego" głuszca.
Marek sam sobie to u Św. Huberta załatwił. Otóż, jak jechaliśmy w wesołym autobusiku do łowiska, Marek zapytał ilu myśliwych zabrałem na głuszce. Odpowiedziałem, że blisko stu. Potem zapytał, ilu z nich nie strzeliło. Odpowiedziałem, że dwóch. I wtedy Marek powiedział: "To znaczy, że to jest łatwe polowanie". Słyszał to zapewne Św. Hubert i postanowił ukarać zarozumialca. Marek miał głuszca na strzał... strzelał 4 razy... głuszec odleciał nietknięty...
Natomiast Mariusz też strzelał do swojego głuszca 4 razy. Wykazał niesamowity spokój, żelazne nerwy, cierpliwość i opanowanie. Pierwszy strzał pod szlif... głuszec nie zareagował... drugi szlif przepuszczony dla uspokojenia nerwów i pod trzeci, kolejny strzał... głuszec ani drgnął... następny szlif - złamanie broni, kolejny - załadowanie, następny szlif - trzeci strzał (głuszec wciąż trwał w zapamiętaniu), potem znów szlif przepuszczony dla uspokojenia nerwów, pod następny - zmierzenie się na jaśniejące niebo i po przeniesieniu muszki na głuszca, strzał w ekstazie ptaka i myśliwego. Głuszec spadł, a Mariusz...
Mariusz nie słuchał moich pochwał za cierpliwość i opanowanie. Następnego ranka położył jednym strzałem cietrzewia, a w kolejną noc, również jednym strzałem zdobył drugiego głuszca. I dopiero wtedy był szczęśliwy.
Szczegóły - w opisach zdjęć.